15 listopada 2012

Tonight let's get some


Tak naprawdę przez kilka pierwszych dni nikt nie wiedział co dokładnie się ze mną dzieje. Zamknęłam się w domu i nie odbierałam od niego połączeń, nie otwierałam drzwi. Nawet chłopcy chcieli ze mną porozmawiać, ale chyba próby ich zmęczyły i zrozumieli, że to i tak nie ma sensu, bo chcę zostać sama.
Wreszcie. Cisza. Nikt nie siedział nade mną i nie dyktował mi co mam robić. Chciałam jakoś odreagować i przemyśleć to wszystko, chociaż nie było tak naprawdę czego rozdrabniać. Wszystko było jasne. Czarne na białym. Nie potrzebowałam wyjaśnień, błagań, przeprosin. To wszystko było takie bezsensowne i… zbędne. Chciało mi się rzygać, jak pomyślałam, że mógłby tu wejść i zacząć kłamać mi prosto w oczy. „To dla naszego dobra” przedrzeźniałam go w myślach.
Szczerze mówiąc, mimo tego, że użyłam wcześniej słów „chciałam jakoś odreagować”, nie robiłam nic specjalnego. Dniami zasłaniałam okna i gapiłam się w telewizor, a nocami siadałam na balkonie i wypalałam jednego papierosa za drugim, słuchając trochę cięższej muzyki. To przez te dni wypaliłam swojego pierwszego papierosa, bo zwykle sam zapach mnie odrażał.
Nigdy nie wiedziałam, że muzyka potrafi zdziałać tak wiele w czyimś życiu. Pokazała mi, że mimo tego, że jestem w gównie, mam iść dalej - cokolwiek by się nie stało. Dawała mi siłę na nowy dzień, chociaż dość często trapiły mnie zwątpienia. Nie chciałam myśleć o rodzicach i Niallu, ale to właśnie te dwa problemy zatruwały mi życie.
Nadszedł kolejny dzień. Obudziły mnie promienie słońca i smród dochodzący z kupki ubrań, rzuconej na podłogę. Zaburczało mi w brzuchu, więc niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do lodówki i ku zdziwieniu nie było nic poza kartonem pomarańczowego soku. Brzuch domagał się jedzenia, więc postanowiłam go oszukać i wypić dwie szklanki wody z kranu. Co jak co, ale te kilka dni wiecznego smutku coś jednak dały. Nie miałam takiego apetytu jak kiedyś, po prostu nic nie jadłam, bo nie czułam takiej potrzeby, przez co trochę schudłam.
"No nie, to chyba ten dzień, w którym trzeba wyjść z domu." Popatrzyłam zniecierpliwiona w kierunku okna i zabrałam się za wrzucanie wszystkich ciuchów do pralki. Wyszłam na balkon i odpaliłam papierosa, szukając znajomej twarzy na ulicy. Margaret (uliczna sprzedawczyni owoców) popatrzyła się na mnie zawiedzionym wzrokiem i pokiwała palcem.
- Tylko nie wpadnij w nałóg.
- Jasne – rzuciłam i szybko weszłam z powrotem do domu.
Ruszyłam do łazienki i wzięłam krótki prysznic. Znalazłam jedną z ostatnich czystych koszulek i włożyłam przykuse spodenki z wielką plamą sosu pomidorowego. Wzięłam ze sobą plecak i zajrzałam do portfela, co jeszcze bardziej zniechęciło mnie do życia, bo zostało mi jedynie na dzisiejsze zakupy, co oznaczało, że muszę pójść na zmywak, bo pewnie tylko tam dostanę robotę. Zamknęłam dom i wyszłam z kamienicy, patrząc podejrzliwie na każdego z obecnych na tej ulicy.
- Jak ty wyglądasz, dziecko…
- Dzięki, Margaret. Mówiłam ci już kiedyś, że zajebiście dobrze pocieszasz ludzi?
Popatrzyłam na jej twarz z ogromną powagą.
- Brzoskwinie czy banany?
- Bierz i to, i to.
- Nie mam aż tyle pieniędzy…
- Nic nie szkodzi. Można powiedzieć, że dostaniesz to ode mnie za darmo. Taki prezent.
Do jednorazowej siatki zapakowała pięć bananów i dziewięć brzoskwiń, a po chwili bez wahania dorzuciła do niej trzy garści czereśni i dwie cytryny.
- Wystarczy… Dzięki.
- Uśmiechnij się.
Zaśmiałam się i po chwili zakryłam usta rękoma, wiedząc, że od kilku dni nie myłam zębów.
Ruszyłam w stronę Tesco i zaczęłam wrzucać do koszyka najtańsze i najpotrzebniejsze rzeczy, a wśród nich były oczywiście setki kartonów z sokami pomarańczowymi i bananowymi, surówki i jedzenie do szybkiego odgrzania w mikrofalówce. Wychodziłam zza zakrętu, gdy ktoś na mnie wpadł.
- Wiktoria?
- Aaron?
- Co ty tu robisz?
- Poluję na słonie, nie widać?
Zaśmiał się odgarniając krótką grzywkę z czoła. Był ubrany w dżinsy i czerwoną koszulkę.
- Robię zakupy na dzisiejszą imprezę. Może chciałabyś przyjść? – zapytał, uśmiechając się.
Popatrzyłam na niego, przez dłuższy czas uśmiechając się, żeby dać mu iskierkę nadziei, kiedy odrzekłam.
- Nie, dzięki.
Ruszyłam do kasy. Zaczął za mną iść.
- Daj spokój. Jeśli chodzi o alkohol - będzie. Nie musisz nic przynosić.
- Nie chodzi o to. Nie chcę. Ale dzięki.
Zaczęłam wystawiać produkty na taśmę. Dorzuciłam paczkę papierosów, które stały obok kasy.
- Odwdzięczę się. Obiecuję. Przyjdź, to wiele dla mnie znaczy.
- Wyślij mi adres sms’em - rzuciłam po dłuższym namyśle.
Wróciłam do domu, zdezorientowana tym, że właśnie zgodziłam się na uczestniczenie w imprezie osoby, której prawie nie znam. Ale co mam lepszego do roboty? Słuchanie muzyki i wyniszczanie się papierosami? A no tak, lepiej to robić na głośnej imprezie.
- Wiktoria?
Stanęłam w bezruchu, żeby nie było słychać, że jestem w domu. Drzwi się otworzyły.
- Na następny raz chociaż spróbuj zamknąć drzwi, jeśli chcesz już kogokolwiek okłamywać.
Zayn wszedł niepewnym krokiem i stanął przy mnie.
- Nie pytaj jak się czuję, nienawidzę takich pytań - rzuciłam i poczęstowałam go papierosem.
Popatrzył na mnie ze wzrokiem pełnym żalu. Nie potrafił ukryć, że dołuje go ta cała sytuacja; że musi być po środku i każdemu dogadzać, raz znosić moje humory, raz Nialla. Przytulił mnie delikatnie i odpalił papierosa.
- Skoro oboje za sobą tęsknicie, czego do siebie nie wrócicie?
Na te słowa podniosłam szybko głowę, ale po chwili udałam, że mało to mnie obchodzi.
- Niall mówił, że tęskni? – zapytałam - I kto powiedział, że ja za nim tęsknię?
- Nie, tylko całymi dniami i nocami o tym rozmawia. Tak, nocami też, sama wiesz, że gada przez sen. A ty jeszcze udajesz, że masz go gdzieś.
- Mam.
Tą odpowiedzią nawet siebie samej nie przekonałam. Stałam po środku pokoju, gapiąc się w podłogę i czekając na to, aż Zayn powie to i owo o tym, co mówi o mnie Niall, ale się nie doczekałam.
- Mówił coś bardziej konkretnego?
Zayn popatrzył na mnie zaciekawiony.
- Mówił.
Przeszłam powoli do kuchni i nalałam sobie soku do szklanki.
- A wiesz może co?
- Wiem – uśmiechnął się.
- Ile będziesz się tak jeszcze ze mną bawił?
- Nie będę. Nie mam zamiaru przekazywać ci tego, co mi mówi. Sami to rozwiążcie. Spieprzyliście to.
- „Spieprzyliście”? Chyba nie znasz definicji tego słowa.
Zaczęło się ściemniać, więc postanowiliśmy obejrzeć horror. Zayn wypożyczył wcześniej jakiś japoński dramat, który prędzej rozbawił nas do łez, niż przestraszył.
- Dostałaś sms’a.
Automatycznie złapałam się za głowę i rzuciłam do telefonu.
- Zapomniałam o imprezie... Wiesz może gdzie to jest?
Pokazałam sms’a z adresem zamieszkania Aarona.
- Jakieś dziesięć stacji metrem stąd.
- Muszę się zbierać… Nie wkurzysz się, jak cię wyproszę?
- Do kogo idziesz?
- Do kolegi.
- Jak ma na imię?
- Jesteś z policji? – zapytałam, śmiejąc się.
- Po prostu się o ciebie troszczę...
- Aaron, poznałam go w sklepie muzycznym.
Zayn uśmiechnął się, jakby coś przede mną ukrywał.
- Idę z tobą.
- Jak to idziesz ze mną? Chcesz ściągnąć setki paparazzi i piszczące fanki do jego domu? - próbowałam go przekonać, choć wiedziałam, że Zayn nie da za wygraną.
Zostawiłam go w pokoju i pobiegłam w stronę ciuchów, które przez cały dzień się suszyły. Założyłam jeszcze wilgotne szorty, szarą koszulę w kratę i czarne trampki.
Weszliśmy do domu pełnego nieznanych nam ludzi. Impreza najprawdopodobniej trwała już kilka godzin. Wszyscy bawili się w najlepsze. Nie zabrakło dymu papierosowego, zapachu piwa i taniego wina. Zaczęłam się rozglądać, ale nie widziałam nikogo znajomego. Pociągnęłam za sobą Zayna i zaczęliśmy iść w stronę pomieszczenia, z którego dochodziło najwięcej krzyków.
Ludzie grali w gry planszowe. Każdy ruch coś oznaczał. Czasami, jak ci się poszczęściło i stanąłeś na dobre miejsce, gra omijała cię przez dwie kolejki, ale jak miałeś pecha, stawałeś na pole i musiałeś wypić od trzech, czasami do siedmiu kieliszków.
- Zayn, co u ciebie? - ułyszałam znajomy głos.
- Aaron? Skąd wy się znacie? - zapytałam, ale żaden z nich mnie nie słuchał. - Idę po piwo... - dalej nic. - Idę skoczyć z dachu tego apartamentowca! - wciąż rozmawiali w najlepsze.
Postanowiłam ich zostawić i rozejrzeć się za jakimiś ciekawymi. Wzięłam do ręki kubek z piwem i usiadłam na sofie, przyglądając się parze, która obściskiwała się przy ścianie. Odruchowo pomyślałam o Niallu, ale szybko wypadł mi z głowy, bo obok mnie usiadł Aaron i zaczął wypytywać:
- Co u ciebie? Przepraszam, że się tak zagadałem z Zaynem, ale długo się nie widzieliśmy.
- Skąd się znacie? - powtórzyłam swoje poprzednie pytanie.
- Z podstawówki. To śmieszne, wtedy był zwykłym dzieciakiem, często byliśmy nawet wyzywani przez innych uczniów, a teraz jest sławny, ma dziewczynę... No i wspaniałych przyjaciół, takich jak ty.
Milczałam. Postanowiłam zostawić ten komplement bez komentarza, choć nie ukrywałam, że było mi miło. Objął mnie ręką i podał kolejny kubek piwa. Nagle jego telefon zadzwonił.
- Wybacz, komplikacje...
Wstał pospiesznie i wyszedł z pokoju. Postanowiłam poszukać Zayna, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Wróciłam na to samo miejsce, gdzie wcześniej siedziałam z Aaronem i zapaliłam papierosa. Poczułam się poczęstowana, bo cała paczka leżała na szklanym stoliku tylko metr ode mnie.
Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam go. Moje serce zaczęło skakać, ale to z nerwów, bo nie wiedziałam co zrobić. Śmiać się? Płakać? Co on tu robi? Niallowi zaczęły się świecić oczy na mój widok i chciał podejść w moją stronę, ale wstałam i wybiegłam z domu. Usiadłam nad basenem, wrzucając końcówkę papierosa do wody. Alkohol zaczął działać, przez chwilę bałam się, że wpadnę do wody, bo moje myśli kręciły się niczym karuzela w wesołym miasteczku, ale jakoś nad nimi zapanowałam. Modliłam się, aby tu nie przyszedł, ale po chwili sama złapałam się na myśleniu, że chciałabym, aby mnie przytulił i żeby już wszystko na zawsze było między nami dobrze. Zamiast niego podszedł Aaron.
- Przepraszam, jakiś nieproszony kretyn dostał się na imprezę, na szczęście chłopaki szybko się z nim rozprawili... - sięgnął do kieszeni i wyjął z niej paczkę wiśniowych Djarumów.
- Dzięki... Moje ulubione. - wymamrotałam - Ale za dużo palę, powinnam z tym skończyć.
Zaciągnęłam się i położyłam głowę na ziemi.
- Niby to nie są obrzeża Londynu, a jednak zawsze można dostrzec kilka gwiazd. Wspaniały widok.
Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, bo zaczęło mi się robić niedobrze. Nie kontrolowałam nad swoim ciałem i językiem, moje oczy widziały wszystko podwójnie.
- Dobrze się czujesz?
Zaprzeczyłam głową. Zaśmiał się po cichu i wziął mnie na ręce. Chwilę potem byłam w ciepłym pomieszczeniu, Aaron położył mnie na łóżku i podał butelkę z piwem. Pokręciłam przecząco głową.
- To tylko jedno piwo. Jeśli będziesz się źle czuć, możesz u mnie nocować.
Wzięłam butelkę do ręki. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, ale w pewnej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Wiem, że ktoś zdjął moją koszulkę, pewnie Aaron chciał mnie przebrać w coś czystego, bo zwymiotowałam. Zauważyłam cień, który zaczął zdejmować moje spodnie.
- Co robisz? - zapytałam żałośnie, ale usłyszałam tylko cichy śmiech.
Ktoś wszedł do pokoju. Krzyki. Kłótnie. Znajome głosy. Głowa dalej boli, ale nic nie widzę. Jest ciemno. Ktoś mnie bierze na ręce. Kim jesteś? Gdzie idziemy?

27 maja 2012

Tell me I'm a screwed up mess


- Malik, ty debilu! – wykrzyknął Niall.
- Vas happenin’?!
- Zayn! - wyskoczyłam spod kołdry jak głupia i zaczęłam biec w jego stronę. Zarzuciłam ręce na szyję i mocno go przytuliłam.
- O, a może przeszkodziłem wam w czymś? – zapytał.
Popatrzyłam z uśmiechem na Nialla.
- Trochę tak, właśnie miałam robić kanapki dla Nialla. Zgłodniał... Sam rozumiesz.
- Bez spodni? A ty, Niall, bez koszulki? – zapytał z kpiną w głosie.
- Nieważne, bo po co tu przyszedłeś? I to o trzeciej w nocy? – Niall ruszył w stronę kanapy.
- Czekaj, wezmę twoją kurtkę – zaproponowałam, biorąc do rąk mokry płaszcz. – Dalej pada?
- Pada całą noc, ale nie dziwię się, że wy tego nie zauważyliście.
Niall powoli zaczął się robić czerwony jak burak.
- To może odpowiesz w końcu po co tu przyszedłeś?
- Ah tak… A wiesz, nudziłem się, to postanowiłem wpaść.
- Malik… - zaczął wkurzony Niall.
- Dobra, uspokój się – powiedział rozbawiony. – Muszę wam coś pokazać. Wiktoria, masz może komputer? Albo chociaż laptopa?
- Mam laptopa… A o co chodzi?
- Daj na chwilkę.
Zayn zaczął przeglądać różne strony, podczas gdy ja nalewałam mu sok pomarańczowy.
- Chodź na chwilę, Wik.
Podałam mu szklankę z sokiem i usiadłam między nim a Niallem na kanapie.
- Co to jest?
Patrzyłam na zdjęcie ukazujące mnie i Nialla, trzymających się za rękę i wchodzących do mojej klatki, a obok napisy „Niall odchodzi z One Direction dla nowej dziewczyny”, „Nowa dziewczyna  staje na drodze do sławy”.
- Jak to możliwe, że w ciągu kilku godzin zdążyli dodać tyle zdjęć i napisać tak dużo informacji na nasz temat? – popatrzyłam na Zayn’a. – I skąd wiedzą jak mam na imię?
- To jest nic w porównaniu do… - Zayn zaczął przewijać na sam dół plotkarskiej strony. – Do tego.
Pod wpisem widniały tysiące komentarzy, w których fanki groziły mi śmiercią. Pisały najgorsze przekleństwa i planowały, co zrobić, żeby wyeliminować mnie z życia Nialla.
- To jakiś żart? – zapytałam.
Niall wstał z kanapy i popatrzył przez okno.
- Jacyś reporterzy czatują w krzakach…
- O trzeciej w nocy? To jakiś cyrk. Nie prosiłam o żadne rozgłośnienie na mój temat. I wcale nie chciałam czytać o swojej śmierci.
- Daj spokój, to tylko kilka dni i wszystko ucichnie… - zaproponował Zayn.
- Łatwo ci mówić, to nie tobie życzą śmierci.
- To jakieś napalone fanki, zawsze jest taka reakcja na nową dziewczynę lub chłopaka gwiazdy. Spokojnie. – Zayn przysunął się do mnie i zaczął mnie pocieszać.
- Nieważne... Chcę iść spać.
- Jasne – odpowiedział Zayn, wstając i kierując się w stronę łóżka.
- Ale nie ty, Malik – powiedział Niall.
- Stary, jak ja teraz wrócę do domu? Jest trzecia w nocy…
Niall popatrzył na niego niewzruszony.
- Pada! – dodał.
- Dajmy mu przenocować… To tylko jedna noc.
Zayn podskoczył jak pięcioletni chłopczyk.
- Zaraz wracam, idę tylko do łazienki.
Wyłączyłam laptopa i położyłam się na łóżku. Niall usiadł centymetr ode mnie. Z nudów zaczęłam bawić się jego włosami.
- Wszystko będzie dobrze. To nic takiego, uwierz.
Z łazienki wybiegł Zayn. Rzucił się na sam środek łóżka, między mnie a Nialla.
- Idź na kanapę… - zaproponował zaspanym głosem Horan.
- Nie ma mowy. Jestem w waszej rodzinie… Tak jakby. Będę spał z wami.
Zayn uśmiechnął się słodko i nakrył kołdrę na twarz.
- Dobranoc, rodzinko.
- Nie denerwuj – odpowiedział Niall.
Zaśmiałam się po cichu.
- Naprawdę przepraszam, jeśli zepsułem wam… - Niall nie pozwolił mu dokończyć.
- Po prostu się zamknij i idź już spać.
Obudziła mnie głośna rozmowa chłopaków. Oboje stali przy kuchennym blacie, kończąc swoje śniadanie. Przetarłam lekko oczy i popatrzyłam w ich stronę. Niall wziął do ręki jeden z porcelanowych talerzyków, które dostałam w prezencie od cioci na piętnaste urodziny.
- Może to nie jest typowo „filmowe” śniadanie, ale nic więcej nie miałaś w lodówce – zaśmiał się.
Na talerzyku leżały trzy kromki chleba z dżemem truskawkowym i świeżo zagotowane mleko. Para unosiła się nad kubkiem. Uśmiechnęłam się i wyszeptałam:
- Jesteś wspaniały.
Ugryzłam kanapkę i popatrzyłam na zamyślonego Nialla.
- Coś się stało? – zapytałam, delektując się śniadaniem.
- Dzwonił do mnie menadżer. Chce, żebym udzielił dzisiaj jakiegoś wywiadu.
- Ale nie w związku ze mną? – na samą myśl zakrztusiłam się kromką chleba.
- Nie mam pojęcia…
Jego głos zadrżał.
- Ale za pół godziny muszę tam być.
Wstałam szybko z łóżka i odłożyłam jedzenie na blat.
- Pół godziny? Mamy mało czasu. Poczekaj, muszę się przebrać.
- Nie będę cię fatygował. Pojadę tam sam, a Zayn'a wyślę do chłopaków.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Mogę chociaż jakoś zobaczyć ten wywiad?
- Nie, raczej nie. Wątpię, ale jak coś – napiszę.
Uśmiechnął się i zaczął podchodzić do drzwi. Dałam mu buziaka w policzek.
- Powodzenia.
Zayn zbliżył się do mnie i nadstawił usta.
- Chciałbyś! – zaśmiał się Niall.
- Cześć, Zayn – poczochrałam jego starannie ułożone włosy i zamknęłam drzwi.
Postanowiłam pozmywać naczynia, a później przebrać się w codzienne ubrania. Jak zwykle nie miałam czego na siebie założyć, więc sięgnęłam po pierwsze spodnie z brzegu i bluzę z dłuższymi rękawami. Wrzuciłam wszystkie brudne ciuchy do pralki i nastawiłam je na półgodzinne pranie; tak zleciało czterdzieści pięć minut mojego dość ciekawego życia. Wzięłam butelkę wody,  wskoczyłam na kanapę i zaczęłam przełączać z programu na program. Z kreskówek na muzyczne nowości, z głupawego serialu na program o gotowaniu. Przełączyłam na „iReporter” i zobaczyłam swoją twarz. Nagle pokazali Nialla.
- A niejaka Wiktoria Pawlik… Widzieliśmy zdjęcia jak trzymacie się za ręce. Czy to coś poważnego? – zaczął wypytywać go dziennikarz.
- Nie. Znaczy, nie mam na myśli, że to nic poważnego. Wiktoria jest kuzynką. Nie jesteśmy ze sobą. – powiedział zdecydowanym głosem Niall, uśmiechając się przy tym.
Wszystko we mnie się załamało. Jakby ktoś zrzucił mnie z dwudziestopiętrowego wieżowca i do tego zrobił to perfidnie; jakby wiedział, że będzie to boleć.
- Co to, kurwa… - nie dokończyłam, bo dziennikarz kontynuował serię pytań.
- Czyli to twoja kuzynka?
- Tak.
- I nie jesteście razem? – nalegał dziennikarz.
- Nie jesteśmy – mrugnął Niall, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Reportażysta zrezygnowanym tonem podziękował mu za wywiad.
- Dla „iReporter” specjalnie dla was mówił…
Wyłączyłam telewizor. Położyłam się na podłodze i przez długi czas bezcelowo patrzyłam w sufit.
- Brzydzę się nim – powiedziałam na głos i na te słowa łzy pociekły mi po policzkach.
Wmawiałam sobie, że go nienawidzę. Leżałam na podłodze i przez całą godzinę najzwyczajniej na świecie użalałam się nad sobą. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dochodzący z okna. Ktoś czymś rzucił. Przetarłam oczy i otworzyłam balkon. Na samym dole stał Niall.
- Wróciłem. Wpuścisz mnie? – zaczął się uśmiechać, ukazując swoje zbyt idealne zęby, na których znajdował się aparat.
- Jasne. Jak było? O co pytali?
Gotowała się we mnie złość, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Najpierw mnie wpuść.
Zamknęłam drzwi balkonowe i sięgnęłam do szafki po jego koszulkę. Zbiegłam po schodach na sam dół i wyszłam, trzymając za plecami jego t-shirt.
- Hej – podszedł, chcąc mnie objąć, ale cofnęłam się o krok do tyłu.
Nie podnosiłam głowy.
- Coś się stało? – zapytał zdezorientowany.
- Jak wywiad?
- No wiesz… Normalnie.
Oto "mój" gadatliwy Niall. Jak zawsze nie mógł powstrzymać się od gadania, teraz nie wiedział co powiedzieć.
- Wszystko wyjaśnione? Co im powiedziałeś?
Niall patrzył na mnie, powoli domyślając się o co chodzi.
- Oglądałam wywiad w telewizji, ty kretynie. Myślałeś, że nie dowiem się o tym, co mówiłeś?
- To nie tak. Nie chciałem, żeby cały świat mówił o naszym związku, żeby każde nasze zdjęcie było na pierwszych stronach gazet. Chciałem dla nas jak najlepiej, nie miałem…
Podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy.
- Twoja koszulka, kochanie.
Ostatnie słowo wycedziłam przez zęby. Odwróciłam się, trzaskając drzwiami. Wbiegłam po schodach i usiadłam na kanapie.
„Nie płacz, nie jest tego wart."

1 maja 2012

On the other side of the world


Na moją obietnicę obdarował mnie jednym ze swoich najszczerszych uśmiechów i usiadł obok na kanapie. Widziałam, że boi się tego, co postanowię zrobić. Kiedy w jednej sekundzie myślałam, że zostaję, bo nie chcę wracać do zaśmieconego wspomnieniami życia, w drugiej zastanawiałam się, o której godzinie wylatuję, by móc jak najszybciej uściskać ojca i przeprosić go za to, że spieprzyłam z jego życia w tak trudnym dla niego momencie. Sama nie wiedziałam czego chcę. Życie wydawało się być układanką puzzli, a mi zawsze brakowało ostatniego kawałka. A teraz ta układanka jak na złość sama się rozsypywała.
Zaczęłam się powoli podsuwać do Nialla. Położyłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam.
- Nie myśl o tym. – przerwał ciszę. – Po prostu twoja matka niepotrzebnie napisała, to nie twoja wina.
Chciałam wstać z kanapy, ale Niall złapał moją rękę. Wyrwałam mu ją i podeszłam do okna, otwierając drzwi balkonowe. Usiadłam na jednym ze starych leżaków i popatrzyłam w stronę centrum miasta. Pozapalane na każdej ulicy latarnie, jeżdżące samochody i krzyczący ludzie rozpraszali moje myśli. Niebo było bezchmurne, a księżyc tego wieczoru postanowił zajść w pełnię. Szukałam wzrokiem gwiazd, lecz Londyn to zbyt zatłoczone miasto, żeby można było wychwycić chociaż jedną białą kropkę na niebie. Usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę.
- Wiem, że nie chciałeś. – powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nie chodzi o to… Po prostu źle mnie zrozumiałaś. Nie mówię, żebyś o tym zapomniała - nie wymagam tego od ciebie. Nie chcę, żebyś podejmowała wszystkie decyzje w tym samym czasie. Może po prostu zamiast całodobowego rozmawiania o tym wszystkim potrzebujesz odpoczynku. Prześpij się z tym, a nie wszystko chcesz zrobić w ciągu jednego dnia. Za dużo od siebie wymagasz, jesteś zbyt niecierpliwa.
Siedziałam i słuchałam tego, co próbuje mi przekazać. Każde jego słowo musiałam przemyśleć trzy razy. Czasami tak ciężko przyznać mi się do błędów, ale jeśli wiem, że nie mam racji, to po prostu o tym rozmawiam. I tym razem zrobiłam to samo.
- Masz rację…
Uniosłam głowę i wzrokiem zaczęłam świdrować całe niebo.
- Jestem zbyt niecierpliwa. – powtórzyłam jego słowa. – Ja… Ja po prostu nie chcę, żeby tyle na mnie czekał i cierpiał przez ten cały czas. Nie chcę się tu bawić w najlepsze, podczas gdy on sam w domu analizuje wszystko, co się dzieje. Tak bardzo za nim tęsknię…
Miałam ochotę po raz kolejny się rozpłakać, ale nie mogłam całymi godzinami robić tylko tego. Przyłożyłam lekko palce do oczu i popatrzyłam na Nialla.
- Nie marznij tu… Wejdźmy do środka.
Cały wieczór spędziliśmy na oglądaniu filmów, graniu na konsoli i jedzeniu dwutygodniowej pizzy. Nie wiedziałam, jak podziękować Niallowi za… Właściwie za wszystko. Wystarczyło, że napisałam mu jednego smsa, a on z prędkością światła znajdował się w moim domu, żeby mi pomóc. Nie traktowałam go tylko jako chłopaka, z którym wyjdę od czasu do czasu i pokażę się na mieście. Nie wstydziłam się mówić mu o swoich problemach. Wiedziałam, że choć nie wiem co się stanie – on nigdy mnie nie wyśmieje albo nie odwróci się ode mnie. Byłam pewna, że nasza znajomość przetrwa wszystko i może to było tylko głupie szczeniackie gadanie, ale kochałam go. Nigdy wcześniej nie kochałam innego chłopaka tak mocno, jak jego. Z nikim nie czułam się jeszcze tak swobodnie. To on był powodem, dla którego chciałam rano wstać i powiedzieć do lustra, że jestem jeszcze czegoś warta. Wywrócił moje życie do góry nogami. Nie potrafiłam znaleźć na to słów. Zwariowałam, zbzikowałam, dostałam fioła – być może, ale nie przykuwałam do tego uwagi. Po prostu to czułam. Czułam się szczęśliwa.
- Pięć po drugiej.
Niall przetarł oczy i odstawił na szklany stolik kubek z zimną już herbatą. Sięgnął po pilota i wyłączył telewizor.
- Faktycznie - odparłam ze zdziwieniem. – Nie wierzę, że spędziliśmy ponad osiem godzin na oglądaniu jakiś beznadziejnych filmów i objadaniu się starą pizzą. Normalne pary chodzą do wykwintnych restauracji i delektują się homarem, a my zachowujemy się jak stare małżeństwo. Co z nami nie tak?
Niall parsknął śmiechem. Popatrzyłam na niego z udaną powagą i dźgnęłam go w bok.
- Na mnie czas – mówiąc to, zaczął powoli wstawać i kierować się do wyjścia.
- Jak masz zamiar wrócić do domu?
Pokazałam palcem w stronę okna. Na dworze lało jak z cebra. Gdyby się bardziej wsłuchać, można było usłyszeć, że pada grad. Niall popatrzył na mnie z przerażeniem.
- Nie mam pojęcia, chyba będę musiał zanocować u kogoś… Ale u kogo? Jeśli wejdę do pierwszego lepszego domu, fanki rozszarpią mnie na strzępy. Znasz kogoś, kto mógłby mnie przygarnąć na jedną noc?
Niall popatrzył z miną bezbronnego pieska. Rzuciłam w jego stronę uśmiech i odparłam szybko:
- Niestety nie.
- Dobra. Okej, jak sobie chcesz. Skoro sprawia ci przyjemność ranienie innych osób…
Zaczął powoli otwierać drzwi. Popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Po prostu wejdź i już przestań tyle gadać.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę kuchni. Podniósł mnie i posadził na blacie. Zbliżył się i pocałował mnie delikatnie w policzek. Jego wargi zaczęły się kierować w stronę moich ust, a ręce powędrowały na biodra. Odsunęłam go lekko od siebie.
- Męskie koszulki są w szafce niedaleko telewizora - powiedziałam, uśmiechając się złośliwie. - Rozgość się.
Zeskoczyłam z kuchennego blatu i weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Umyłam zęby i wzięłam szybki prysznic. Założyłam czystą koszulkę z postaciami z kreskówki Family Guy i po dziesięciu minutach byłam gotowa.
- Na umywalce leży czysta szczoteczka, a na koszu na brudne ubrania - ręcznik.
- Dzięki.
Niall zniknął za rogiem drzwi do łazienki. Rozpuściłam włosy i podeszłam do okna. Wciąż nie przestawało padać. Postałam jeszcze chwilę i położyłam się po cichu na łóżku. Zerknęłam na zegarek w mikrofali – było wpół do trzeciej. Wzięłam do ręki telefon i po raz kolejny przeczytałam smsa. „Tęsknimy za tobą. Daj nam szansę. Wróć do nas... Mama.” Jakim prawem mogła ot tak do mnie napisać? I to bez żadnych przeprosin? Zrozumiałabym, gdyby skłoniła tatę do zrobienia tego za nią, bo nie rozmawiamy ze sobą od długiego czasu, ale ona?
Tak bardzo tęskniłam za ojcem, ale nie chciałam zostawiać swojego życia w Londynie… Nie chciałam zostawiać Nialla. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej nie wiedziałam, co mam zrobić.
- W Polsce jest teraz trzydzieści po pierwszej… - powiedziałam sama do siebie. – Może jeszcze nie śpi.
„Co u was? Jak się trzymacie?” Zaczęłam przewijać do litery „t”. Jako odbiorcę wybrałam tatę. Usunęłam drugie pytanie. Wydawało mi się trochę nie na miejscu. Tak, jakbym chciała się zapytać, czy dają sobie beze mnie radę. Nacisnęłam „wyślij” i wlepiłam wzrok w ekranik telefonu. Zamknęłam oczy i czekałam na odpowiedź.
Usłyszałam dźwięk smsa. Inny, niż miałam ustawiony, ale nie przykułam do tego większej uwagi. „Po prostu wyjrzyj przez okno.” Na początku nie zrozumiałam wiadomości, ale chwilę potem zerwałam się na równe nogi i otworzyłam drzwi balkonowe. Deszcz ustał, a temperatura wskazywała jakieś dziewięć stopni więcej niż kilka minut temu. Spojrzałam w dół. Na chodniku stała moja mama ze swoim chłopakiem, Andrzejek i tato.
- Skąd się tu wzięliście? Jak… - z wrażenia zabrakło mi słów. – Jak to możliwe? Co tu robicie?
- Już wszystko jest dobrze, kochanie! – krzyknęła mama.
Była chyba jeszcze bardziej podekscytowana niż ja. Uśmiechała się jakbyśmy się nigdy nie pokłóciły. Po prostu stała i trzymała za rękę swojego mężczyznę. W obecności mojego ojca.
- Wiktoria! – krzyknął braciszek.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a radość odebrała mi mowę. Spojrzałam na tatę i czekałam na jego reakcję.
- Nie patrz się tak, zejdź do nas!
Nie zwracałam uwagi na nic, po prostu zaczęłam biec jak szalona po schodach. Wybiegłam z kamienicy i rzuciłam się w ramiona ojca, a Andrzejek zaczął przytulać moje nogi, bo wyżej nie dosięgał. Zaśmiałam się i dałam mu buziaka w policzek.
- Już wszystko jest zaplanowane. O nic się nie martw. – powiedział ze spokojem ojciec.
- Jak to zaplanowane?
- Zaplanowane – powtórzyła mama.
- Cała nasza piątka będzie mieszkać ze sobą. Czyż to nie wspaniałe? – krzyknął ojciec.
- Co… Jak to? Jak mamy mieszkać razem?
- Normalnie. Wracasz z nami do Polski. – powiedziała stanowczym, lecz dalej radosnym głosem mama.
- My wszyscy? W piątkę? Ty i ojciec w tym samym domu? Nie wracam nigdzie, nie ma mowy… Chyba, że z Niallem.
- Jakim znowu Niallem? – zapytał ojciec.
- Jej nowym chłopczykiem – rzekła pogardliwie mama. – Daj sobie spokój, Wiktoria. To jakiś gówniarz, który zostawi cię po miesiącu dla innej. Wiesz jakie są gwiazdy.
- Nieprawda! On taki…
- Bez dyskusji. Wracamy do Polski, żeby zamieszkać razem i stworzyć idealną rodzinę. – powiedziała mama, po czym chwyciła mnie mocno za rękę i zaczęła ciągnąć ze sobą.
Czy to jakaś telenowela? Zdania wymawiane przez moich rodziców brzmiały... śmiesznie.
- Nie ma mowy, nigdzie się nie wybieram! Tato, czemu na to pozwalasz? Tato! – zaczęłam się wyrywać.
- Tak będzie lepiej, córciu. – tato uśmiechnął się i wziął na ręce Andrzejka.
- Zostawcie mnie, nigdzie nie jadę! Błagam was, nie róbcie mi tego… Nie jadę!
- Wiktoria?
Momentalnie otworzyłam oczy. Naprzeciwko mnie leżał Niall.
- Wszystko w porządku?
Rozejrzałam się po pokoju i wyjrzałam przez okno. Dalej padało. Szybko wtuliłam się w jego tors.
- Co się stało? Zły sen?
Nie potrafiłam znaleźć słów, żeby mu odpowiedzieć na pytania. Byłam w szoku. Sen był taki realistyczny… Po chwili wykrztusiłam:
- Obiecaj, że zawsze będziemy razem... Że nie zostawisz mnie dla innej…
- O czym ty mówisz? – zapytał zdezorientowany.
- Obiecaj…
Popatrzył na mnie poważnie zaniepokojony i przycisnął do siebie.
- Obiecuję.
Za dużo obietnic w tak krótkim czasie.
Położyłam się naprzeciwko niego. Na jego twarz przez niezasłonięte żaluzje padało światło księżyca. Zaczęłam wodzić końcówkami palców po jego kościach policzkowych. Przysunął mnie delikatnie do siebie i zaczął całować. Moje ręce powędrowały na jego plecy, a usta z każdą sekundą stawały się coraz bardziej porywcze. Zdjęłam powoli jego koszulkę, a on zaczął powtarzać moje ruchy. Jego usta skierowały się w stronę mojej szyi i łapczywie ją całowały. Zachowywaliśmy się jak dzieci w przedszkolu, które za wszelką cenę chcą zdobyć swoją zabawkę i mieć ją tylko dla siebie.
- Słyszałeś to? – zapytałam.
- Co? – zapytał Niall, nie przestając całować mnie po szyi.
- Ktoś pukał…
- Nic nie słyszałem – zaśmiał się i kontynuował swoje poczynania.
W pewnej chwili ktoś przestał pukać do drzwi, a zaczął w nie walić.
- Nie mów, że teraz nie słyszysz… - powiedziałam zaniepokojona.
- Kto to może być?
- O tej godzinie? Nie mam zielonego pojęcia… Ktoś musiał mieć klucz do drzwi do kamienicy.
- Albo po prostu je wyważył. – powiedział Niall, nie ukrywając, że też jest lekko przerażony. – Poczekaj.
Wstał z łóżka i zaczął zakładać spodnie. Podszedł po cichu do drzwi i postał pod nimi jeszcze przez chwilę. Osoba za drzwiami nie przestawała w nie walić. Niall pociągnął za klamkę.

10 kwietnia 2012

I'm broken, do you hear me?


Pierwsze co zrobiłam to odłożyłam telefon na stół. Myślałam, że to pomoże mi powstrzymać się przed tym, żebym nie odpisała swojej własnej mamie, jak bardzo za nią tęsknię i że chcę wrócić do domu. Nagle poczułam się zagubiona. Ja. Sama. Wszystko na własną rękę. Londyn. Wszystkie moje myśli podpowiadały mi, żebym zadzwoniła z płaczem do rodziny, że dzwonię po taksówkę, która zawiezie mnie na lotnisko, a stamtąd wsiądę w pierwszy samolot do Polski i już na zawsze zostaję z nimi. Ale teraz miałam swoje życie. Miałam ludzi, którym na mnie zależało. Miałam Nialla. A ona miała swojego Roberta.
W ciągu sekundy z mojego mózgu wyskoczyły myśli pt. "wracaj do domu, ty idiotko", a zamiast nich, wskoczyły te brutalne: czemu wyjechałam i nie chciałam ani dnia dłużej mieszkać z moją matką pod jednym dachem. Zostawiła mojego ojca. Może nie, że zostawiła, ale zdradzała go z innym facetem. To obrzydliwe. Przez ponad rok okłamywała nas i żyła za naszymi plecami z obcym nam człowiekiem. Wszyscy wiedzieli… Oprócz nas.
Zawsze mówiono, że ludzie "lubią gadać" i powtarzać wszystko dalej i dalej, ale to nie było do końca prawdą. Bali się mówić na temat mojej mamy, bo wiedzieli, że na początku nie uwierzymy, że pomyślimy, że chcą zniszczyć naszą rodzinę – dlatego woleli się w to nie mieszać. Żyli własnym życiem, w co samej mnie jest trudno uwierzyć. Rok. Przez cały rok byłam okłamywana… Już nie chodzi o mnie. Ale o mojego ojca. Nie zasłużył sobie na coś takiego. Był po prostu dla niej za dobry.
Ze względu na wszystkie komplikacje, które miały miejsce po rozwodzie, mój ojciec wywalczył opiekę nade mną i Andrzejkiem – o siedem lat młodszym bratem. To za to mama go tak nienawidziła; zabrał jej nas. Zawsze miała o to do niego pretensje, ale jeszcze bardziej niezrozumiałe było, czemu wolimy zostać z ojcem. Jakby się nie domyślała… Razem ze swoim nowym "chłopakiem" mieszka w domu, który znajduje się pięć ulic od naszego. Teraz. Bo jeszcze przed rozwodem, podczas mojej ucieczki, mieszkała pod tym samym dachem. Po tym wszystkim dalej próbowała nas wychowywać i nam rozkazywać, wydawało jej się, że bez problemu zdobędzie na nowo nasze zaufanie i wszystko będzie jak kiedyś. Myliła się. Przynajmniej w stosunku do mnie.
"Przecież to tylko jeden głupi sms, nie przejmuj się. Wracaj do swojego codziennego życia w nowym świecie."
Chciałam, żeby w ciągu sekundy znalazł się obok mnie ktoś, komu mogłabym się wygadać. Żeby ktoś, komu ufam, mógł bez owijania w bawełnę powiedzieć co o tym sądzi.
Chwyci łam telefon do ręki i wystukałam dwa słowa - "Potrzebuję cię." Ruszyłam do kuchni po jedno z opakowań chusteczek. Jeszcze nie wyszłam z pokoju, a dostałam odpowiedź: "Zaraz będę."
Nie chciałam siedzieć w domu i użalać się nad sobą, bo im dłużej to robiłam, tym więcej głupich rzeczy przychodziło mi do głowy. Denerwowałam się jeszcze bardziej i z każdą kolejną myślą nienawidziłam tej całej sytuacji jeszcze bardziej. Umyłam zęby, włosy związałam w kucyk i wyszłam z domu. Trzy ulice dalej znajdował się sklep muzyczny, więc postanowiłam się do niego wybrać i kupić kilka nowych płyt. Ludzie, których mijałam na ulicy, patrzyli na mnie jak na zombie, które minutę temu wyszło spod ziemi. Nie mogłam udawać, że jest wszystko dobrze i po prostu się uśmiechać. Nienawidziłam stwarzać pozorów – w przeciwieństwie do moich rodziców.
Otworzyłam drzwi i zaczęłam rozglądać się po niedużym sklepie. Podeszłam do działu z płytami – już od kilku miesięcy chciałam zacząć kolekcjonować płyty. Mój nędzny "zestaw fana" był wyposażony w trzy płyty takich zespołów jak Paramore i Panic! AT the Disco oraz dwie płyty Coldplay. Chciałam mieć ich więcej, byłam uzależniona od słuchania muzyki przed zaśnięciem. Zdecydowałam się na zespół Green Day. Podeszłam do działu z literą "G" i zaczęłam szukać płyty z roku 2004 – "American Idiot". "No choć do mamusi, gdzie jesteś?" – zaczęłam gadać sama do siebie. "Wiktoria, gadasz sama do siebie, nieźle świrujesz… Jest!" Sięgnęłam po płytę i już prawie ją dotykałam, kiedy ktoś ją pospiesznie chwycił i wrzucił do koszyka. Uniosłam głowę. Jakiś wysoki brunet o brązowych oczach zaczął chichotać.
- Śmieszne… - powiedziałam sarkastycznie. - Wezmę drugą.
Zaczęłam szukać wzrokiem drugiego egzemplarza. "Nie do wiary… Nie ma. Ani jednej."
- Oddawaj to! – krzyknęłam.
- Nie ma mowy, byłem pierwszy. – odpowiedział spokojnie.
- Pierwszy? To ja ją pierwsza zobaczyłam.
- Ale ja ją pierwszy dotknąłem.
- Co z tego? To się nie liczy. Nie mam ani jednej ich płyty, zależy mi na niej. To ostatni egzemplarz, odpuść… - poprosiłam.
- Też nie mam ani jednej ich płyty. Jestem "początkującym fanem" Green Day'a.
Popatrzyłam na niego miną zbitego psa.
- To na mnie nie działa. – odpowiedział, śmiejąc się. – Mam na imię Aaron. – wyciągnął rękę.
- A ja "ta, która ma słaby refleks"… – uścisnęłam jego rękę. – Wiktoria, ale przez "w" i "k".
- "W" i "k"?
- Tak, jestem Polką.
- Jednak nie kłamali, mówiąc, że Polki to najpiękniejsze kobiety na świecie.
- A ja słyszałam, że Londyńczycy zabierają innym to, co należy do nich.
- Dlatego pewnie taki nie jestem. Wychowałem się w Chicago, jestem w Londynie ze względu na moją starszą siostrę. Studiuje tu, a ja jej towarzyszę. Zawsze wolałem Anglię od Ameryki.
- Popieram… Nie chcę być niemiła, ale nie mam za dużo czasu, muszę wracać do domu, wiec jeśli pozwolisz… - powiedziałam urażonym głosem.
- Oczywiście. – odkrył wszystkie zęby. – Miło było cię poznać.
- Wzajemnie. A co z… no wiesz, co z płytą?
- Jest moja. – nonszalancko się uśmiechnął i ruszył do kasy.
Rozpaczliwie sięgnęłam po ich płytę "Shenanigans". Zaczęłam szukać wzrokiem innej litery w tym przedziale. "One Direction, One Direction… Tutaj." Wzięłam płytę i zaczęłam kierować się w stronę kasy.
- Świetny wybór.
Uniosłam głowę. W kolejce do kasy stała nieduża dziewczyna o blond długich włosach. Na sobie miała koszulkę z wielkim napisem "1D", a obok mniejszymi literami "One Direction".
- Jesteś ich fanką? – zapytałam, karcąc się zaraz za to pytanie. – Jasne, że jesteś… Od jakiego czasu ich słuchasz?
- Za miesiąc będzie rok. A ty?
Zapłaciłam za płytę i stanęłam trochę dalej.
- Powiedzmy, że od dzisiaj. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nieznajoma zapłaciła za cztery kostki do gry na gitarze i podeszła do mnie.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie, trzy ulice dalej.
- To może cię trochę podprowadzę? Jestem Olivia.
- Wiktoria. Jasne, będzie mi bardzo miło.
Olivia uśmiechnęła się i zaczęła wiązać trampka. Była bardzo śliczna. Miała niebieskie oczy i duże usta. Była ubrana w krótkie spodenki, które miały podkreślać jej długie i szczupłe nogi. Przez nią chyba nałapałam kompleksów.
- Którego z One Direction lubisz najbardziej? – zapytałam, chcąc wiedzieć, co myślą o moich przyjaciołach ich fanki.
- Wiesz co, ciężko jest mi wybrać. Kocham ich wszystkich… Ale jak patrzę na Zayn'a, to aż mi się coś robi. Jest taki przystojny.
- Zgadza się. – przytaknęłam.
- A ty jak uważasz?
- Ja? Zdecydowanie Niall. Ale wszyscy są wspaniali. Zabawni… Chociaż o tym chyba nie muszę mówić. Ostatnio jak byliśmy… - przerwałam.
- Z kim byłaś? – zapytała, wlepiając we mnie wzrok.
- Jak byłyśmy… Z koleżankami, to oni podobno byli ulicę dalej, no wiesz…
- Ale ci fajnie! Chciałabym ich kiedyś zobaczyć… Nie byłam na ich koncercie, bo nie mam pieniędzy na bilety, a Londyn jest za duży, więc trudno jest na nich wpaść, nawet tak przez przypadek.
Popatrzyłam na nią ze współczuciem.
- Hmm, może masz rację… Muszę lecieć, umówiłam się z chłopakiem.
 -Pozdrów go ode mnie.
- Od nieznajomej? - zaśmiałam się.
- Już nie takiej "nieznajomej"!
- No fakt. A może dałabyś mi swój numer? Spotkałybyśmy się jeszcze kiedyś, albo coś.
- Jasne!
Wpisała numer i oddała mi telefon.
- Zapisać jako "Olivia" czy może "Olives"*?
Zaczęła się śmiać.
- Dawaj "Olives". – machnęła ręką na znak, że wszystko jej jedno. – No to do zobaczenia.
- Albo usłyszenia. – uśmiechnęłam się.
Wracając do kamienicy, z daleka zauważyłam, że przy samych drzwiach stał Niall, a za nim setki paparazzi i ludzi z kamerami, którzy robili mu zdjęcia i kręcili jakieś filmy. Podeszłam trochę bliżej i zaczęłam się przedzierać przez tłum ludzi. Jeden z reporterów uderzył mnie w czoło z taką siłą, że upadłam na ziemię.
- Hej! Odsuń się od niej!
Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Niall sięgnął do mojej kieszeni i wyciągnął kluczyki do mieszkania. Wszedł do środka i położył mnie na kanapie. Otworzyłam oczy.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła…
- No ja właśnie też się nad tym zastanawiam. – zaczął się uśmiechać.
Rozejrzał się po pokoju.
- Całkiem tu fajnie. Podoba mi się pomysł, żeby kuchnię, salon i sypialnię zrobić w jednym pomieszczeniu, zmieniając tylko kafelki na podłodze.
Zaczęłam patrzeć na niego niby-wkurzonym wzrokiem.
- Poważnie!
Wstał i ruszył w stronę lodówki. Byłam pewna, że wyjmie z niej coś do jedzenia, ale sięgnął do zamrażarki. Wyjął lód, owinął go niebieską ściereczką leżącą na blacie i wrócił z powrotem do mnie. Delikatnie przyłożył zimny okład do mojego czoła.
- Widzę, że mamy tu nową fankę. - powiedział żartem, patrząc na świeżo kupioną płytę.
- Dam wam szansę i przesłucham wszystkich piosenek. - odpowiedziałam niby bezczelnie.
- Ten sms rano… – zaczął.
Opowiedziałam mu. Wszystko. Od deski do deski. To było jak przelewanie uczuć na papier. Powiedziałam o zdradzie, jakiej dokonała się moja matka i o tym, jak bardzo mój ojciec pragnie o niej zapomnieć. Ironia. Kochać kogoś, kto ma cię gdzieś…
Niall pytał też o powód przyjazdu do Londynu. Mówiłam o "przyjaciółce" i jej nowym chłopaku. Był zazdrosny i przyznam, że sprawiło mi to trochę satysfakcji. Kilka razy padło pytanie z jego ust „Czy coś jeszcze do niego czujesz?", ale ja odpowiadałam stanowczym "Nie", choć nie wiedziałam, jaka była prawda. Tyle, że o nim zapomniałam, bo czułam się teraz szczęśliwa. Nie wiem, czy dalej go kochałam.
- Więc podsumowując, zastanawiasz się czy wrócić… Tak?
- Tak jakby… - załamał mi się głos. – Jeśli już mam wracać do Polski, to na pewno nie do mamy, a to ona przecież napisała.
- A ojciec?
- Na samym początku, gdy się dowiedział, że uciekłam z domu, napisał, że nie będzie na mnie naciskał. "Jeśli zatęsknisz - wróć. Dla ciebie zawsze mam otwarte ręce. Kocham cię". A on wiedział, że zatęsknię. Jak mogłam być taka głupia i zostawić go w tak trudnym dla niego momencie? Jestem taka beznadziejna…
- Przestań, to nie twoja wina. - zaczął szeptać, ocierając łzę.
- Co mam zrobić?
- Tęsknisz za nim… - westchnął. – I nie chcę być egoistą, ale jak wyjedziesz – stracę cię. A to ostatnia rzecz, jakiej teraz chcę.
- Nie pozwolę ci tu samemu zostać. – złapałam jego twarz w ręce i patrzyłam mu w oczy.
- Obiecujesz? – zapytał wątpliwie.
Przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej.
- Obiecuję.
____________________
* olives to po ang. oliwki

2 kwietnia 2012

Being the way that you are is enough


Przez chwilę, która wydawała mi się wiecznością, czułam, że mam wszystko. Jeszcze 12 godzin temu byłam pewna, że cała przygoda z zamoczoną koszulką się zakończyła. Wręcz przeciwnie – ona dopiero się zaczynała. To niesamowite, jak jedna osoba może wywrócić twoje życie do góry nogami. W jednej sekundzie zapominasz o problemach, wszystko, co sprawiało ci trudność, idzie nagle w niepamięć. Wiesz, że nie potrzeba ci nic więcej do szczęścia. Nie myślisz o swoich problemach, lecz po jakimś czasie znowu zaczyna się wszystko pieprzyć, a stare problemy wracają na listę codziennych zmartwień. Ale o tym później…
Wzdrygnęłam się. Ze szczęścia. Uniosłam głowę i chwilę potem leżała ona na kolanach Nialla. Otwierając oczy, zauważyłam, że na mnie spogląda.
- Będziemy mówić chłopakom czy jak na razie zachowamy to w tajemnicy?
Mina mi posmutniała.
- Chcesz cokolwiek ukrywać? – zapytałam za zdziwieniem.
- Pytam, bo może ty byś tego chciała. Ja nie potrafiłbym tego ukrywać przed całym światem.
I znowu ten niewyjaśniony uśmiech zagościł na mojej twarzy. To było takie nierealne, a ja ledwo trzymałam się rzeczywistości. On był zbyt miły. Zbyt sympatyczny. Zbyt idealny. Czy ja śnię?
Niall schylił się do swoich kolan, popatrzył na mnie z góry i po raz kolejny złożył pocałunek na moich ustach, śmiejąc się przy tym.
- Chyba powinniśmy wracać, pewnie zastanawiają się gdzie jesteśmy.
Otrzepał swoje granatowe spodnie i wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać. Idąc w stronę krzyków i światła padającego od zapalonego ogniska, zastanawialiśmy się, jak powiedzieć o tym chłopakom.
- Najprostszym sposobem będzie chyba… - przerwał.
- Co?
Niall, żeby pokazać o co mu chodzi, chwycił moją dłoń i mocno ją uścisnął, patrząc przy tym cały czas w ziemię. Czyżby śmiałość w nieśmiałości?
Gdy już zaczęliśmy widzieć chłopaków, a nie tylko słyszeć, wszyscy, widząc nas razem, nagle przerwali wszystkie swoje czynności. Czekałam na jakieś słowa krytyki, że znamy się za krótko, że to dziwne, że ta sytuacja jest dla nich krępująca, ale chyba się przeliczyłam, bo wszyscy nagle zaczęli biec w naszą stronę i tak się na nas rzucili, że w jednej sekundzie wszyscy znaleźliśmy się na ziemi. Liam jako pierwszy wstał i powiedział opiekuńczym głosem:
- Jasne, cieszymy się z waszego szczęścia, ale wstawajcie już, bo pobrudzicie swoje ubrania. I nie ważcie się tego wykorzystywać, bo dobrze wiecie, że w tym tygodniu pranie robię ja.
- Daddy Directioner. – odezwał się Louis. – Tak go właśnie nazywamy. Zawsze się o wszystko martwi, to on tu jest najrozważniejszym i tak, wiem, że to dziwne, bo to ja jestem najstarszy, ale sama rozumiesz…
- Jeśli już mówimy o wieku, mimo, iż jestem stąd najmłodszy, proponuję, abyśmy jakoś uczcili… - Harry przerwał, podszedł do samochodu i z bagażnika wyjął dwie skrzynki z piwami.
- Jestem za. – krzyknął jako pierwszy Zayn, podbiegł do Harrego i otworzył pierwszą butelkę z piwem.
Liam, widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli, zaczął panikować:
- To nie jest dobry pomysł, chłopaki.
Popatrzyłam na niego z niby wkurzonym wzrokiem.
- I dziewczyno. – poprawił się. – Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Louis zaczął się śmiać i podążył za Harrym. Wszyscy usiedli wokół ogniska, a ja położyłam się między nogami Nialla. Objął mnie rękoma i zaczął wygłaszać „toast”.
- Za wszystko dobre, co wydarzyło się w naszym życiu.
- I za was. – dodał Harry.
Z każdą godziną alkohol coraz bardziej dawał we znaki. Louis z Zaynem wyjęli z samochodu trzecią skrzynkę z piwem. Niall udawał króla rocka i grał na gitarze, chociaż z każdym kolejnym łykiem jego trafienia w odpowiednie miejsca na gryfie stawały się bezcelowe, Harry z Louisem odprawiali gejowskie tańce, Liam dzwonił do Danielle i śmiał się do słuchawki, a ja z Zaynem po prostu się z nich wszystkich śmialiśmy. Postanowiłam otworzyć kolejne piwo.
Poczułam, jak słońce nagrzewa moją skórę. Niechętnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się na tylnych siedzeniach samochodu, którym przyjechaliśmy nad jezioro. Na przednich siedzeniach leżał Liam, tuląc się do pustej butelki taniego piwa. Zaśmiałam się bezgłośnie i zrobiłam mu zdjęcie swoim telefonem. Otworzyłam po cichu drzwi i wyszłam z samochodu. Wokół było pełno butelek i papierków po jedzeniu. Pod drzewem spał w samych bokserkach Harry oparty o Louisa. Wzrokiem zaczęłam szukać Nialla. Leżał tuż obok ogniska. Podeszłam trochę bliżej i zauważyłam, że na czole miał napisane „miłośnik jedzenia”. Usiadłam obok niego, po cichu się śmiejąc i wlepiając w niego wzrok.
Nie mogłam uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście. W jego pobliżu czułam się bezpieczna. I szczęśliwa. Jak nigdy. Nawet jego głupie przyzwyczajenia sprawiały, że nie mogłam się na niego gniewać dłużej niż kilka sekund. Wady dreptały po dróżce, która prowadziła do czegoś tak bardzo niewinnego - do jego duszy. Aż się wzdrygnęłam, gdy pomyślałam, że kiedyś może się to skończyć. Chciałam go zatrzymać na zawsze. Zmniejszyć za pomocą magicznej różdżki, wsadzić do małego pudełeczka i już nigdy stamtąd nie wypuścić. Mieć go tylko dla siebie. Oparłam się na jednej z rąk, a dłoń u mojej drugiej ręki zaczęła kierować się ku jego twarzy. Chciałam poczuć jego paradoksalnie nieidealnie idealne usta, ale nie chciałam go obudzić. Zamiast tego, zaczęłam chodzić między drzewami i szukać Zayna. Siedział w miejscu, w którym jeszcze wczoraj byłam z Niallem.
- Coś nie tak? – zapytałam i usiadłam tuż obok niego.
- Nie, po prostu trochę mnie głowa boli.
Złapał kamyk i wrzucił go do wody. Postanowiłam siedzieć i wpatrywać się w niego, dopóki nie powie mi, o co dokładnie chodzi.
- Nie patrz tak na mnie. Nie potrzeba mi niczyjej pomocy, możesz wracać do samochodu. – odparł sucho.
- Zayn, błagam... Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Nie udawaj na siłę jakiegoś twardziela, nie stwarzaj pozorów. A nawet jeśli już musisz to robić, to nie przy mnie.
Popatrzył mi prosto w oczy, a jego ręka zaczęła szukać kolejnego kamienia.
- O to właśnie chodzi… - wlepił swój wzrok w ziemię. – Ludzie mają mnie za jakiegoś ponurego i wpatrzonego w siebie kolesia. Czemu?
- Dobrze wiesz, że lubią oceniać po pozorach… Dla nich liczy się tylko pierwsze, i jak często omylne, wrażenie.
- Właśnie… - oparł się rękoma o kolana. – Czemu jestem postrzegany za jakiegoś lalusia? „Próżny”, „bezmyślny”, „płytki”. Za każdym razem…
- Od kiedy to Zayn Malik przejmuje się opinią innych?
- Od zawsze. Ale Zayn Malik nigdy nie chciał o tym głośno mówić, bo ludzie by go przez to jeszcze bardziej sponiewierali. Zniszczyliby go. Rozumiesz?
- Nikogo nie udawaj. Nie pokazuj, że jesteś silny i masz wszystkich gdzieś, bo oboje wiemy, że to nie jesteś ty. Psycholog ze mnie żaden, więc nic mądrego ci nie powiem… Ale po prostu bądź sobą.
- Masz rację, nie wyjaśniło się nic, ale chociaż poprawiłaś mi humor.
- Zawsze do usług.
Zayn zaczął się śmiać. Nie mogłam się powstrzymać i po prostu go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk i zaczął mnie łaskotać.
- Dzień dobry.
Za naszymi plecami stał Niall, przyglądający się naszej dziecinnej zabawie.
- Nie będę wam przeszkadzał. – powiedział Zayn i automatycznie wstał. – Dzięki za pomoc.
To ostatnie słowo wypowiedział dość sarkastycznie. Może dlatego, że wcale mu nie pomogłam? Och, Wiktoria, jak ty wszystko szybko łapiesz.
- Wiesz gdzie mnie szukać. – uśmiechnęłam się.
Niall usiadł tuż obok mnie.
- Wyspałaś się? Pamiętasz w ogóle, co się wczoraj…
- Nie mam zielonego pojęcia. – wybuchłam śmiechem. – Ale coś mi się wydaje, że Harry nie będzie mógł znaleźć swoich spodni.
Popatrzyłam na Nialla znacząco i oboje zaczęliśmy się śmiać, po czym powędrowaliśmy w stronę krzaka z częściami garderoby Harrego.
Całą drogę powrotną siedziałam na kolanach Nialla ze słuchawkami w uszach. Kiedy dojechaliśmy pod dom, otworzyłam drzwi samochodowe i zabrałam ze sobą torbę.
- Dzięki za świetnie spędzony czas. Jesteście… Popierdoleni. Serio.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- I wzajemnie! – krzyknął śpiewnie Harry.
Podeszłam do drzwi i odwróciłam się do Nialla. Stał krok za mną. Podszedł jeszcze bliżej i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.
- No to do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Delikatnie się schylił i pocałował mnie w czoło. Wsiadając do samochodu, obejrzał się jeszcze raz i promiennie uśmiechnął. Pomachałam ręką i weszłam do domu. Zdjęłam buty i z przyzwyczajenia pierwsze, co zrobiłam, to zajrzałam do lodówki. Wyjęłam kilkudniowe mleko i nalałam je do jednej ze swoich ulubionych misek z postaciami z różnych kreskówek. Wysypałam końcówkę płatków czekoladowych i usiadłam na kanapę, włączając telewizor. Aż się zdziwiłam, kiedy na ekraniku mojego telefonu pokazał się napis „1 nowa wiadomość”. Odblokowałam klawiaturę i zaczęłam czytać.
„Tęsknimy za tobą. Daj nam szansę. Wróć do nas... Mama”
O co im chodzi? Nawrócili się i tak nagle zaczęli za mną tęsknić?
Do oczu napłynęły mi łzy.
____________________

Wiem. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Nad jednym rozdziałem ślęczałam cały tydzień, nie miałam na nic pomysłu. Ale cóż, jak pisać, jeśli weny brak?
Jeśli ktoś czyta moje opowiadanie regularnie i chce być informowany o nowych rozdziałach, to proszę, aby napisał o tym w komentarzu, bo nie za bardzo już ogarniam was wszystkich, a nie chcę nikomu spamować, jeśli ktoś sobie tego nie życzy :) Ewentualnie, jeśli ktoś nie ma konta na blogspocie, wyszukajcie mnie na
Jeśli macie jakieś pytania - zapraszam tutaj: www.formspring.me/JulitaCytryna
A tu fotoblog: www.photoblog.pl/zajebtaciemotyke

25 marca 2012

Words will be just words, till you bring them to life


Obudził mnie dźwięk sms'a. Godzina 10:00. Niechętnie się przeciągnęłam i sięgnęłam po telefon.
"Wyjrzyj przez okno."
Nie zastanawiając się dłużej, kto to może być, ruszyłam w stronę okna i pospiesznie je otworzyłam. Na samym dole stał Niall, podnosząc jak najwyżej koszulkę z napisem "I love London".
- Obudziłem cię?
- Tak, ale nic nie szkodzi.
- Co?! - krzyknął.
- Tak, ale nic nie szkodzi! Poczekaj, zbiorę się i do ciebie zejdę!
- Okej, czekam!
Usiadł na schodach wejściowych i zaczął nucić coś pod nosem.
"Jak to? Dlaczego? Po co?" W myśli zadawałam sobie setki pytań. "Po co przyszedł? Odkupił mi koszulkę… Może chce mi ją po prostu oddać i sobie pójść?"
Zaczęłam biegać to do łazienki, to do pokoju. Działałam jak wielofunkcyjny robot, myłam zęby i zakładałam spodnie w tym samym czasie. Czesałam włosy, zakładając swoje ulubione czarne trampki. Z podłogi podniosłam torbę i wybiegłam z domu. "Jego bluza!" Wróciłam się i sięgnęłam ręką pod łóżko. Otrzepałam ją z kurzu i ponownie wybiegłam z pokoju. Przekręciłam klucz w zamku i szybko podbiegłam do drzwi wyjściowych. Poprawiłam włosy, uregulowałam oddech i "spokojnie" wyszłam z kamienicy.
Niall stał uśmiechnięty. Blask bijący od słońca padał na jego delikatną skórę.
- Twoja nowa koszulka.
Wyciągnęłam rękę, żeby ją odebrać.
- Dzięki. Twoja bluza.
- Dzięki… Wczoraj opowiadałem ci o moich przyjaciołach… I tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś ich poznać?
Okej, tego się nie spodziewałam.
- Jasne, czemu nie. Mam się bać?
- Tak. – powiedział z głupim wyrazem twarzy, choć zabrzmiało to bardzo poważnie.
Założył bluzę, którą przed chwilą mu oddałam, a głowę przykrył kapturem – tak, jakby chciał, żeby nie było widać jego twarzy. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, ale zignorował spojrzenie.
Udaliśmy się na stację metra. Jadąc, swoją uwagę skupiałam na gapieniu się w podłogę. Może i było to niegrzeczne, bo Niall cały czas o czymś mówił, a ja na niego nawet nie zerknęłam, ale nie mogłam mu patrzeć prosto w oczy. Chciałam uniknąć kontaktu wzrokowego. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, mój brzuch świdrował. Nieprzyjemne uczucie.
Idąc przez wielki korytarz hotelowy, mój nowy kolega z góry zaczął przepraszać za swoich przyjaciół.
- Nie mówiłem im, że kogoś przyprowadzę, więc się nie przestrasz. Chociaż jak ja stąd rano wychodziłem nie było aż tak źle.
Przystanęliśmy przy pokoju numer 18. Rozejrzałam się wokół i oniemiałam. Wielkie złote żyrandole zwisały z sufitu, a na ścianie równo co trzy metry wisiały obrazy z pozłacanymi ramkami. Ile ten hotel miał gwiazdek? Dwadzieścia?
Niall wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Ku moim oczom ukazał się nagi chłopak, tańczący do najnowszego hitu Rihanny. Odruchowo pisnęłam, a on się odwrócił, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Podniósł z podłogi pudełko po płatkach czekoladowych i zakrył swoje „wdzięki”.
- No to już poznałaś Harrego… - westchnął Niall.
- Hej, miło mi… Jestem Wiktoria.
- A ja Harry.
Najwyraźniej chłopak nie przejął się tym, że nowo poznana dziewczyna widziała go nago. Zachowywał się, jakby setki ludzi widziało go codziennie w takim stanie.
- Reszta jest w pokoju obok.
Przeszliśmy powoli przez salon. Wielki ekran wisiał na ścianie, nie dało się nawet określić, ile miał cali. Był ogromny. Jedynym minusem w całym domu był bałagan. Papierki po miętowych czekoladkach leżały wszędzie, po podłodze walały się opakowania po pizzach, a na żyrandolu była zawieszona jedna skarpetka. "Typowy dom chłopaków."
Weszliśmy do pokoju, w którym znajdowały się dwa łóżka. Na jednym z nich siedział krótko ścięty brunet o brązowych oczach, trzymający w dłoni miskę z płatkami i widelec.
- To jest Liam. – Niall wskazał niegrzecznie palcem.
- Hej, Wiktoria.
- Miło poznać.
- Jesz płatki widelcem?
- Tak… Nie przepadam za łyżkami. – odpowiedział, widząc moją rozbawioną minę.
- To ta dziewczyna z McDonald's?
Odwróciłam się w kierunku rozchodzącego się głosu. Jakiś chłopak siedział na podłodze i głupkowato się uśmiechał. Miał trochę dłuższe włosy niż Liam i białą koszulkę w niebieskie paski. Niall podniósł pudełko po czekoladowych ciasteczkach i rzucił nim w stronę anty-skarpetkowca.
- Cześć, Wiktoria. Jestem Louis.
- To my się znamy? – zapytałam zdezorientowana.
- Nie, ale Niall zawsze opowiada przez sen jak mu minął dzień i dzisiaj w nocy wspominał coś o tobie. – popatrzył na minę blondyna i od razu ucichł.
Harry wyszedł z łazienki z mokrymi włosami i suszarką.
- Hazzę już poznałaś… W łazience jest Zayn. Trochę to potrwa, zanim oderwie się od swojego odbicia w lustrze. Może chciałabyś coś zjeść?
- Chętnie, w domu niczego sobie nie przygotowałam. – odpowiedziałam trochę zawstydzona.
- Głodzisz naszą dziewczynę! – krzyknął Louis. - Popatrz na nią, jest już wystarczająco chuda.
Widząc moje zdezorientowanie usłyszeniem słów "naszą dziewczynę", Liam się odezwał:
- Od dzisiaj jesteś "naszą dziewczyną"… Tak dla twojej świadomości. Już ci współczuję.
- A ja sobie. - odpowiedziałam niepewnym głosem, chociaż zdziwiło mnie to szybkie przywiązanie.
W tym samym czasie, z łazienki wyszedł ostatni członek boysbandu. Miał ciemne, postawione na żel włosy.
- My się chyba nie znamy…
- Jestem Wiktoria.
- A ja Zayn.
Nie wyglądał na zbyt przyjaznego. Jego mina zdawała się mówić "jestem najzajebistszym gościem na świecie, wszyscy patrzcie na mnie", ale z samych rozmów z nim, można było wywnioskować, że pozory mylą, a on sam jest miłym i zabawnym gościem. Wyszliśmy z pokoju, z salonu ruszyliśmy do kuchni. Niall zaczął przygotowywać tosty, a ja zostałam otoczona przez chłopaków. Zaczęli wypytywać, czemu przeniosłam się do Londynu, jak mi się tu podoba, ale zmieniłam temat rozmowy tak, że to oni zaczęli mówić o sobie. Między nami od razu zrobiło się jakoś luźniej. Zaczęli opowiadać o swoich nawykach i innych głupich rzeczach związanych z nimi. Okazało się, że Liam od dzieciństwa nie używa łyżek, dlatego teraz wszystko je widelcem. Harry opowiadał, że cały czas chodzi po domu nago, dlatego nie zrobiło to na nim wrażenia, jak dzisiaj weszłam do ich domu. Louis nienawidził nosić skarpetek, wkładał je tylko wtedy, gdy naprawdę było to konieczne. Zayn nie rozstawał się ze swoim lusterkiem, bo musiał wiedzieć, jak wygląda jego fryzura. A Niall mówił, że gdyby było to legalne – ożeniłby się z jedzeniem.
Zaraz po zjedzeniu śniadania, zaczęliśmy grać w jakieś gry planszowe. Dobraliśmy się parami, Harry był z Louisem, Zayn z Liamem, a ja – ze względu na to, że go znałam najlepiej – z Niallem. Cały dzień zleciał na robieniu głupich rzeczy w ich domu. Raz nawet Louis chciał urządzić bitwę na jedzenie, ale Niall zaczął protestować. Wieczorem postanowiliśmy wybrać się na małą przejażdżkę poza miasto. Gdy już tam dojechaliśmy, Liam, Zayn i Niall zaczęli zbierać belki drzew, na których moglibyśmy usiąść, ja z Louisem zajęliśmy się rozniecaniem ognia, a Harry nakłuwał kiełbaski na patyki i wyjął z samochodu kilka piw. Gdy już wszystko było gotowe, usiedliśmy wokół ogniska. Niall wyciągnął gitarę i wszyscy zaczęli śpiewać jedną ze swoich piosenek "More than this". Nie dziwiłam się, czemu są gwiazdami. Ich głosy były takie czyste, nie potrafiłam się dosłyszeć choćby jednej nutki fałszu. Gdy już wprawili mnie w kompleksy swoimi idealnymi głosami, zrobiło mi się zimno.
- Idę do samochodu po koc.
Otworzyłam bagażnik i wyjęłam z niego niebieską narzutę. Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Niall.
- Może się przejdziemy? – zaproponował. - Mało dzisiaj gadaliśmy.
- Nie było kiedy, twoi koledzy zamęczali mnie swoimi historiami z dzieciństwa. - zaśmiałam się.
Całą drogę nad jezioro przeszliśmy w ciszy. Nie wiem czemu, ale przebywanie w towarzystwie Nialla i nierozmawianie nie sprawiało mnie w zamieszanie. Po prostu lubiłam przebywać w jego towarzystwie, nieważne co robiliśmy.
Usiedliśmy na trawie. Zachodzące słońce odbijało się w jeziorze. Czułam się jak w jakimś filmie.
- Uważasz, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi? – zapytał Niall.
- Jasne… - pomyślałam zrezygnowanym głosem. – Wiemy o sobie dość dużo, choć znamy się tylko dwa dni.
- No tak, to w sumie trochę mało…
"Niech się dzieje co chce, gorzej być nie może."
- Wydaje mi się, że nie jesteśmy taką typową parą przyjaciół.
"Dobrze, Wiktoria. Czasu już nie cofniesz, najwyżej będziesz żałować."
Na te słowa, oczy "przyjaciela" lekko się rozpromieniały, jakby ktoś wrzucił do nich radosne iskierki, które chciały tańczyć całą noc. Popatrzyłam na słońce, a kolana podciągnęłam pod brodę. Niall lekko się nachylił, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. Złapał mój podbródek i delikatnie mnie pocałował. Podczas drugiej próby, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Odpowiedziałam tym samym. Oparłam swoją głowę o jego ramię i zwróciłam głowę ku słońcu. "Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa."

22 marca 2012

Shut the door, turn the light off


Chwilami mogło się wydawać, że Niall się uśmiecha, ale to był raczej uśmiech próbujący jakoś rozładować tzw. niezręczną ciszę. Nie chciałam go o nic wypytywać, bo pomyślałby, że zależy mi na tym, żeby poznać jeszcze bardziej jego życie prywatne. A nie chciałam.
- Powiedz coś... Cokolwiek. Chcę wiedzieć co o tym myślisz.
- Sama nie wiem… O co tu w ogóle chodzi?
Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Tyle rzeczy chciałam wiedzieć, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać. Zatkało mnie. Stałam jak idiotka i przyglądałam się wielkiemu billboardowi.
- Kim są pozostali czterej faceci ze zdjęcia? – zapytałam, zerkając po raz kolejny na duży ekran.
- To moi najlepsi przyjaciele: Liam, Zayn, Harry i Louis… Znaleźliśmy się na castingach w brytyjskim X-Factorze. Przyszliśmy oddzielnie, wyszliśmy jako zespół. Z odcinka na odcinek zaczęliśmy zdobywać coraz więcej głosów, aż doszliśmy do finału. Skończyło się to zajęciem trzeciego miejsca. No, może nie skończyło, bo jak widać, brniemy dalej i nagrywamy album, który już niedługo…
Przerwał na chwilę, bo zauważył, że trzęsę się z zimna. Zdjął swoją niebieską rozpinaną bluzę i założył mi na plecy. Pachniała delikatnymi perfumami. On pachniał.
Postanowiliśmy, że zaczniemy powoli kierować się w stronę mojego domu. Przez całą drogę opowiadał o przeżyciach związanych z programem X-Factor, o płycie, która ma wyjść już niebawem, o sukcesach, jakie zdobył wraz z przyjaciółmi. Z każdą minutą wydawał się coraz bardziej naturalny. Od samego początku uważałam go za egoistycznego i pewnego siebie dupka, ale źle go oceniałam. Nie lubił jak wokół niego wiele się działo, wolał stać obok i po prostu się przyglądać. Nie był typem śmiałego chłopaka. Był wrażliwy – może nawet za bardzo. Takie miałam przynajmniej teraz o nim zdanie. Niall wydawał się zupełnie inny niż przedtem.
Byliśmy tak zajęci dyskutowaniem na temat boysbandu, do którego należy, że nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się pod drewnianymi drzwiami od mojej kamienicy.
- Może dałabyś mi swój… - zawiesił się.
- Numer telefonu?
- Jeśli chcesz.
Podał mi swoją komórkę. Wystukałam na dotykowym telefonie swój numer i mu go oddałam.
- Spędziliśmy cały dzień, a i tak nie kupiłem ci nowej koszulki.
- Nieważne, wrzucę ją do prania albo coś…
Po chwili dodałam:
- No to ja lecę na górę. – zaproponowałam i już zaczęłam się odwracać, kiedy złapał mnie za ramię.
- Poczekaj.
Popatrzył mi prosto w oczy. Znowu zaczął hipnotyzować swoim intensywnym kolorem oczu. Czułam jakby każde jego niewypowiedziane słowo wpadało do moich uszu z prędkością światła i wcale się nie spieszyło, żeby stamtąd wyjść. Nie wiedziałam o czym myślał. Nie wiedziałam o czym ja myślałam. To uczucie było zbyt dziwne i niewyjaśnione. Nie dało się go opisać. Niall nachylił się lekko i jedną ręką dotknął delikatnie mojej szyi. Jego oczy zaczęły uciekać w innym kierunku, a ręce nagle znalazły się na moich plecach. Przytulił mnie. Po prostu mnie przytulił. Nie wiedząc co się dzieje, swoje oczy skierowałam ku niemu. Powoli się odsunął i powiedział:
- No to do zobaczenia.
- Jasne... Do zobaczenia.
Jako pierwsza odwróciłam się plecami. Sięgnęłam do torebki po klucze, pospiesznie otworzyłam drzwi i (przez przypadek?) nimi trzasnęłam. Nie oglądałam się za siebie. Zaczęłam wbiegać po schodach i kiedy znalazłam się już w domu, rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na kanapie. Przez jakieś pół godziny próbowałam zrozumieć, o co tak właściwie mu chodziło. Po co w ogóle był ten cały spacer i głupie rozmowy? Nawet go nie znam, a tyle mi o sobie powiedział. Zapewne wiedział, że już nigdy mnie nie zobaczy i stwierdził, że może się wygadać. Sprawdziłam telefon. Zero wiadomości. Zero połączeń. No jasne. Co za idiotka…
Wstając z kanapy zauważyłam, że mam na sobie jego bluzę. Zdjęłam ją, powąchałam ostatni raz i wrzuciłam pod łóżko. Czując jego zapach, przeszły mnie lekkie ciarki. "Ludzie, co się ze mną dzieje? Jakiś dziwak poszedł ze mną na herbatę, żeby mi się wygadać, już nigdy nie zadzwoni, a ja wącham jego bluzę? W skali od jednego do dziesięciu: na ile jest coś ze mną nie tak?"
Udałam się do łazienki. Nie miałam sił, żeby brać prysznic, więc rozczesałam tylko włosy i umyłam twarz. Przebrałam się szybko w czarne dresy i luźną koszulkę w łaciate wzory. Związałam włosy gumką i rzuciłam się na łóżko. Z nocnej szuflady wyjęłam płytę "Pretty. Odd." jednego z moich ulubionych zespołów i włożyłam do odtwarzacza, który stał obok łóżka. Włączałam ją zawsze, gdy chciałam odizolować się od reszty świata. To sprawiało, że nie musiałam dużo czasu na dręczeniu się tym, przez co musiałam przechodzić w ciągu dnia, bo wszystkie piosenki z tej płyty sprawiały, że stawałam się spokojna.
"Słodka naiwność." – pomyślałam i w ciągu kilku kolejnych minut zasnęłam.

____________________

Uff. Ten rozdział pisało mi się bardzo ciężko – brak weny, czasu, chęci… Wszystkiego.
Chciałam skorzystać z okazji i oznajmić, że nie piszę tego opowiadania po to, żeby codziennie mieć setki wyświetleń. Szukam stałych czytelników, którzy będą szczerze oceniali to, o czym tu piszę, a nie jedenastolatek, które mi spamują i mówią, że "fajne", a nawet tego nie czytają.
Tyle ze mnie :)

20 marca 2012

Cause there's so much that I wanna say


Całą drogę do kawiarni rozmawialiśmy o muzyce. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania muzyczne. Próbowaliśmy wybrać najlepszą piosenkę zespołu Coldplay. Ja uważałam, że powinien być to utwór "Violet hill", on się sprzeczał i stawiał na "Speed of sound". W końcu mi ustąpił i z trudem przyznał, że piosenka zaproponowana przeze mnie jest bardziej uczuciowa. Uważał, że jej tekst jest o nieufności w związku. Osoba mówiąca (albo raczej śpiewająca) próbuje nakłonić swoją sympatię na wyjawienie całej prawdy o sekretach, które w związku nie powinny mieć miejsca. Wspomina chwile, w których jeszcze między nimi się układało. I przyznałam mu rację. Nie wiem czemu, ale zawsze myślałam, że piosenka jest o szczęśliwej miłości i idealnym związku, a przecież takich nawet nie ma. To chyba przez to, że będąc w szóstej klasie (bo wtedy zaczęłam słuchać zespołu Coldplay), bardziej wsłuchiwałam się w nuty. Nigdy nie miałam czasu i ochoty dowiedzieć się, co kryje się za tym tekstem. Wiem, że to głupie, ale przeżywałam to jeszcze bardziej niż śmierć mojego szczeniaczka. To pewnie dlatego, że muzyka pełniła w moim życiu bardzo ważną rolę, ważniejsza od niej była tylko rodzina.
Zanim się obejrzeliśmy, staliśmy pod drzwiami kawiarni. Nad wejściem wisiał nieduży, świecący na kolor niebieski napis "The Muffin Man Tea Shop". Niall, nie czekając na zainteresowanie z mojej strony, ruszył pierwszy. Otworzył pospiesznie drzwi i machnął do mnie ręką, żebym weszła do środka. Potwierdziły się tylko moje przypuszczenia – jest na tyle miły, żeby odkupić mi koszulkę i na tyle bezczelny, żeby nawet nie przepuścić mnie w drzwiach. Typowy facet.
Podążałam za nim. Minęliśmy pierwsze pomieszczenie. Przechodząc przez drugie, zauważyłam grupę dorosłych ludzi, siedzących przy wielkim stole z czekoladowymi muffinami. Dym z ich papierosów roznosił się po całym pokoju. Przyłożyłam swoją ulubioną arafatkę do twarzy i przyspieszyłam. W końcu doszliśmy do trzeciego pomieszczenia. Usiedliśmy przy stoliku dla dwóch osób, zaraz obok wielkiego okna, przez które można było zobaczyć setki przechodniów, niedużą fontannę i stare kamienice. Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Ściana była koloru beżowego i idealnie komponowała się z jasnobrązowymi zasłonami. Nad niektórymi stolikami wisiały tanie obrazy, na których głównie znajdowały się kwiaty i owoce. Podłoga w niektórych miejscach była popękana. Miałam nadzieję, że wychodząc, nie utknę w jednej z dziur.
- Nie podoba ci się? Jest aż tak źle? - zapytał, widząc moje zdziwienie.
- Nie chodzi o to, że jest źle… - zaczęłam zastanawiać się nad dobrą wymówką. – Po prostu… Po prostu nie bywam w takich miejscach. – udało się.
- To znaczy?
- To znaczy, że nie bywam w kawiarniach. – widząc jego zmieszanie, zaczęłam się śmiać, żeby jakoś poprawić mu humor. Poskutkowało.
W rękę wzięłam lekko poddarte "menu" i postanowiłam przerzucać kartki do tego momentu, aż zobaczę propozycję herbat.
- Coś podać?
Obok naszego stolika stała kobieta trzymająca w ręku długopis i nieduży notesik. Była szczupła - jej ciało przypominało figurę modelki. Miała duże usta, pomalowane czerwoną, wyrazistą szminką. Jej włosy były koloru miedzianego, a duże loki opadały na ramiona. Ile bym dała, żeby tak wyglądać… Swój wzrok wlepiła w Niall’a. Z ciekawości postanowiłam na niego popatrzeć i zanotować jak bardzo jest w nią wpatrzony. Kiedy odwróciłam głowę w jego stronę, jego oczy były skierowane na mnie.
- Poproszę herbatę bananową. – powiedzieliśmy w tym samym czasie, zmieszani spotkaniem naszych oczu.
Po raz kolejny się uśmiechnął.
- A jak już tu jestem, to może mógłbyś… - zaczęła kobieta-ideał, ale Niall zdążył jej przerwać.
- Jasne, nie ma problemu.
Kelnerka podała mu długopis z notesem, a on nabazgrał coś na szybko.
- Dzięki. Rozumiesz, moja siostra…
- Jasne, rozumiem. – znowu jej bezczelnie przerwał.
- Co to było? – zapytałam z ironią w głosie. - Każdej kelnerce składasz swoje "autografy"?
To ostatnie słowo wypowiedziałam chyba zbyt sarkastycznie.
- Nie… To tylko stara znajoma.
Rzuciłam w jego stronę zdziwione spojrzenie, ale nie chciałam drążyć tematu. Może nie... Bardzo chciałam się dowiedzieć o co chodzi, ale zachowałam pozory i nie pokazałam, że jestem ciekawska aż za nadto. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał trzycentymetrowe blond włosy, jego oczy przypominały czysto błękitny ocean, który nigdy się nie kończył. Na górnych zębach miał założony aparat, a jego klamry miały kolor śnieżny. Na ogół, jego głos był dość melancholijny, dopiero gdy się czymś fascynował, jego barwa wydawała się bardziej radosna. Nie był brzydki, ale żeby każda kobieta prosiła go od razu o składanie jakiś podpisów? A może dawał jej swój numer telefonu? Pomyślałam, że po prostu udam, że to normalne i zapytałam:
- Skąd jesteś?
- Nie rozpoznałaś po akcencie? – zapytał roześmiany.
"Co za dupek. Nie daj się sprowokować."
- Rozpoznałam…
I wtedy moja godność dała we znaki. Coś we mnie pękło. Nigdy nikomu nie mówiłam, co o nim naprawdę sądzę. Zawsze byłam dla każdego miła i tylko wszystkim przytakiwałam. Przyznam, że dzięki temu łatwo nawiązywałam znajomości. Ludzie mnie lubili, a ja nie narzekałam na brak przyjaciół, ale nigdy nie wyrażałam na głos swojego zdania. Dla innych byłam kolejną szarą postacią. Nikim.
- Bezczelność i przemądrzałość nabyłeś czy jesteś taki od urodzenia?
Zatkało go. Nie wiedział co powiedzieć. Przez ponad minutę siedzieliśmy w ciszy. Patrzył mi prosto w oczy. Było widać, że moje humory zaczynają mu dawać we znaki, ale z drugiej strony chce zacząć od początku, ale tę szansę już dostał i właśnie ją spieprzył.
- Przepraszam, ja… - cisza. – Głupio mi, nie wiem co powiedzieć... – znowu cisza. - Nie jestem taki na co dzień, po prostu chcę się pokazać z błyskotliwej strony, ale mi to nie wychodzi. Wybacz, jeśli znowu cię zirytowałem, to chyba jedna z moich większych wad.
- Zdecydowanie.
- Postaram się być bardziej naturalny. I normalny.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Był wkurzający, ale sam jego wzrok pt. "jestem taki biedny, wybacz" sprawiał, że wymiękałam.
- To może porozmawiajmy o…
- O muzyce już rozmawialiśmy, teraz czas na pozostałe zainteresowania. – przerwał i czekał aż zacznę mówić o sobie, ale chyba zrezygnował, bo zauważył, że wcale mi się nie spieszy. – Dobra, to ja zacznę…
Rozmawialiśmy przez ponad godzinę. Dowiedziałam się, że też uwielbia grać na gitarze, że pisze piosenki, ale jak poprosiłam go, żeby chociaż jedną zanucił, powiedział, że posądziłabym go o plagiat, bo być może gdzieś już to słyszałam. Siedzieliśmy przy ciepłej herbacie i rozmawialiśmy. Z każdą minutą wydawał się coraz milszy, zaczynałam go lubić. Może nie od razu „lubić”, ale… Znosić. Tak, to dobre słowo.
Kiedy już powoli zaczynały się kończyć tematy, na które moglibyśmy dyskutować, zapytałam co robi w Londynie.
- No wiesz… Po prostu. Londyn to piękne miasto.
- Zostawiłeś swoją rodzinę w Irlandii i wyjechałeś po to, żeby mieszkać tu? Sam? Bez nich?
- To bardziej skomplikowane niż myślisz…
- Lubię skomplikowane rzeczy.
"Czy aby ja mu się nie narzucam?"
Niall sięgnął do kieszeni i położył wszystkie drobne pieniądze na stoliku.
- Jeśli już aż tak bardzo chcesz wiedzieć…
Założył kaptur na głowę i złapał mnie za rękę. Wybiegliśmy z kawiarni i zaczęliśmy kierować się w stronę, gdzie wcześniej przechodziliśmy. Było dość zimno. Nie miałam na sobie nic poza zniszczoną koszulką i szortami. Ulica była mokra, bo jeszcze kilka godzin temu padał deszcz. Co chwila wdeptywałam w kałużę, śmiejąc się, że teraz będzie musiał mi kupić nie tylko nową koszulkę, ale i trampki.
- Na serio o niczym nie wiesz? – zapytał.
- A powinnam? Zaraz… Jesteś cyborgiem?
- Nie… Gorzej.
Położył swoje ręce na moich oczach. Powoli zaczął mnie gdzieś prowadzić, co chwila mówił "uważaj, stopień", "uważaj, dół". Stanęliśmy.
- Otwórz oczy.
Posłuchałam go. Ku moim oczom ukazał się duży billboard, na którym znajdowało się pięcioro chłopaków. Pod ich zdjęciem był wielki napis "One Direction czarują najnowszym hitem `One thing`, zdobywając miliony fanek". Przyjrzałam się ich twarzom i nie mogłam uwierzyć. Jednym z nich był Niall. Stałam jak wryta. Dopiero po chwili zdołałam cokolwiek powiedzieć.
- Żartujesz…

19 marca 2012

Stop the tape and rewind


Swoje imię wypowiedział bardzo powoli, jakby uważał mnie za jakiegoś obcokrajowca, któremu trzeba powtarzać kilka razy jedno i to samo, dlatego chciał tego ominąć… I w połowie miał rację.
- Czego chcesz?
Poczekałam chwilę na odpowiedź, ale bez skutku. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam przed siebie. Zaczął za mną iść.
- Idź sobie.
- Nie mam zamiaru – stanął.
Dopiero dziesięć sekund po jego słowach ponownie odwróciłam się ku niemu. Dzieliło nas jakieś piętnaście metrów.
- Jeśli chcesz, mogę ci oddać pieniądze za koszulkę – zaproponował, czekając na moją reakcję.
- Nie przyjmuję jałmużny.
- To nie jałmużna, chcę być po prostu… Miły.
"Idź sobie" – pomyślałam chyba po raz setny.
- Skąd przybywasz, imigrancie? – zapytał trochę bardziej pewny siebie. Zrobił jakieś pięć kroków w moją stronę.
- Imigrancie? Skąd wiesz…
- Koszulka. – przerwał. – Kto normalny kupuje sobie t-shirt z nazwą miejscowości, w której mieszka?
Popatrzyłam spod grzywki na jego wyraz twarzy. Był rozbawiony. Gdy szczerze się uśmiechnął, można było dostrzec coś błyszczącego na jego zębach. Nie widziałam dokładnie co to, ale przypuszczałam, że był to aparat ortodontyczny.
- Najpierw wylałeś na mnie colę, teraz się bezczelnie wymądrzasz. Jak jakieś dziecko. I przestań się uśmiechać!
Po moich słowach trochę spoważniał, ale dalej było widać, że jakby mógł, położyłby się na ulicy i zaczął zwijać ze śmiechu. Czasami wydawało mi się, że ludzie uwielbiają się ze mnie naśmiewać, że interesuje ich to bardziej, niż oglądanie kolejnego odcinka Simpsonów. A teraz, stojąc w zamoczonej koszulce w mieście, do którego tak niedawno się wprowadziłam, wiedząc, że jakiś nowo poznany kretyn się ze mnie naśmiewa, czułam się jeszcze gorzej. Gdybym mogła, zrobiłabym…
- Co to? – zapytałam.
Moje rozmyślenia przerwały szmery, które zaraz zamieniły się w donośny krzyk. Z każdą sekundą były coraz to głośniejsze, jakby stado ludzi zbliżało się z prędkością światła.
- Nie wiem, ale lepiej będzie jak stąd szybko pójdziemy – podbiegł do mnie, złapał za ramię i zaczął ciągnąć w odwrotną stronę, niż w tą, z której dochodziły piski.
- Puszczaj! – zaczęłam krzyczeć. – No puszczaj!
Mój opór nie miał sensu, chłopak był ode mnie jakieś dziesięć razy silniejszy, co było dość dziwne, bo budowa jego ciała na to nie wskazywała. Podbiegliśmy za jeden z dziesięciu wielkich pojemników na śmieci i przykucnęliśmy. Moje oczy były pełne strachu, nie miałam pojęcia co chce zrobić, nie wiedziałam do czego jest zdolny.
- Proszę, zostaw mnie, oddam ci wszystkie pieniądze… - sięgnęłam do torebki po portfel i mu go podałam. Zaraz pomyślałam, że to bez sensu i w jego ręce wrzuciłam całą swoją torebkę. – Bierz wszystko, tylko błagam, zostaw mnie…
Poczułam, że do moich oczu zaczęły powoli napływać łzy. Chłopaka to najwyraźniej rozbawiło, choć ja nie widziałam w tym powodów do żartów.
- Nie rozumiesz… Nie jestem złodziejem. – powiedział pospiesznie, śmiejąc się po cichu. – I nie bój się mnie.
W tej samej chwili obok śmietników przebiegło stado nastolatek w wieku od trzynastu do dwudziestu lat.
- To co tu się dzieje? – zapytałam coraz bardziej skołowana. - Kim jesteś, po co za mną łazisz? I skąd wiedziałeś, że te rozwrzeszczałe nastolatki będą chciały tędy przebiec?
Niall zrobił się zmieszany.
- Nie wiem od czego zacząć… I nie znam cię. Nie wiem czy mogę ci zaufać. – widać było, że chce się komuś wygadać, ale nie wie, czy jestem właściwą osobą. Znaliśmy się dopiero kilka minut, chociaż nie można tego było nazwać „znajomością”.
- Nieważne, nie obchodzi mnie twoje życie, a o incydencie z koszulką zapomnij – zaproponowałam.
Zaczęłam powoli wstawać, kiedy złapał mnie za rękę. Widać było, że od razu tego pożałował, bo automatycznie ją zabrał.
- Nie oczekuję od ciebie wiele, po prostu pozwól mi odkupić koszulkę, bo czasu, który ze mną zmarnowałaś, niestety ci nie zwrócę.
"Jaki nachalny człowiek. Nie odczepi się, dopóki nie odkupi mi tej cholernej koszulki…"
- Zgoda – westchnęłam.
- Świetnie… Zacznijmy od nowa. Cześć, jestem Niall. – wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać.
- Wiktoria.
- Słyszałem, że jakiś kretyn oblał cię colą i teraz potrzebujesz nowej koszulki. Może chciałabyś, żebym pomógł ci znaleźć taką drugą? Właśnie wybieram się do pobliskiej kawiarni, może miałabyś ochotę mi potowarzyszyć?
Słysząc jego irlandzki akcent, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Z wielką przyjemnością.

18 marca 2012

When you walk by, I try to say it


- Poproszę duży zestaw z frytkami i colą.
Mój zachrypnięty głos był wprost nie do zniesienia. Zanotować: nigdy więcej nie chodzić na cztery koncerty, dzień po dniu, no chyba, że kupowanie tysiąca leków daje mi satysfakcję.
Podczas czekania na zamówienie znowu przeniosłam się do własnego, znajdującego się miliony kilometrów stąd, świata. Przypomniały mi się chwile spędzone z moją przyjaciółką, bo to właśnie przez nasze głupie pomysły musiałam teraz odpłacać swoim zdrowiem. Wróć... Czy ja powiedziałam "przyjaciółką"? Przepraszam. Byłą przyjaciółką. Zawsze wydawało mi się, że "przyjaźń" do czegoś zobowiązuje. Samo to słowo kojarzy się ze szczerością, zaufaniem, którego między mną a Amelią niestety nie było. Przynajmniej przez ostatnie dwa tygodnie. Bo co za przyjaciółka zaczyna chodzić z chłopakiem, w którym jesteś zakochana od ponad trzech lat? Właśnie m.in. koniec tej przyjaźni sprawił, że postanowiłam się przenieść do Londynu. Jestem głupia i zdaję sobie z tego sprawę, ale za nic nie chcę wracać do Polski. Chodzić do szkoły i patrzeć na ludzi, których nienawidzę? Sprzeczać się codziennie z rodzicami? Za nic. I jeszcze sytuacja w rodzinie, która...
- Proszę bardzo – powiedziała pani z nadwagą, uśmiechając się.
Wzięłam szybko tacę i odwróciłam się plecami, żeby podejść do jednego ze stolików.
- 4,99!
- Fakt, przepraszam…
Zrobiłam się czerwona jak burak. Otworzyłam portfel, żeby zapłacić, ale wszystkie drobne pieniądze rozsypały się po podłodze. Zirytowana swoim refleksem, klęknęłam, pozbierałam wszystko i zapłaciłam. Przyspieszyłam i usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku. Słyszałam jak ludzie chichotali. Pomyślałam, że gorzej być nie może. Tak, nie może… Teraz będzie tylko lepiej.
Po zmotywowaniu samej siebie wyjęłam słomkę z opakowania, wsadziłam ją do kubka z colą i łapczywie zaczęłam pić. Zabrałam się za jedzenie frytek i znowu się zamyślałam. Z mojej odległej krainy wyrwał mnie męski głos.
- Hej, jestem… - mówiąc to, postanowił usiąść naprzeciwko mnie, ale na jego (lub moje) nieszczęście zahaczył o kubek z colą i cały napój w ciągu sekundy znalazł się na mojej nowej koszulce z napisem "I love London".
"Gorzej być nie może" – jasne…
- Ty kretynie! – krzyknęłam.
Ze złością popatrzyłam na chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Blondyn o czysto niebieskich oczach siedział bez ruchu i nie wiedział co powiedzieć. Był zażenowany tą sytuacją chyba jeszcze bardziej niż ja.
- Przepraszam, ja…
- Nie chciałeś, zrozumiałam, teraz spadaj – przerwałam mu pospiesznie, dokładnie wymawiając każde słowo.
Słysząc moją reakcję, czterech chłopaków, którzy siedzieli kilka stolików dalej, zaczęło się śmiać.
- Naprawdę nie chciałem – powtórzył. – Przepraszam, naprawdę mi głupio… Ja tylko…
- Daruj sobie. – po raz kolejny mu przerwałam. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam kierować do wyjścia.
Czekając na zielone światło na przejściu, obejrzałam się za siebie. Zauważyłam, że w środku "restauracji" szybkiej obsługi chłopak podchodzi do grupki kolegów, którzy wcześniej się z niego naśmiewali. Zaczęli mu coś tłumaczyć i machać rękami. W pewnej chwili pokazali na mnie palcem, blondyn im przytaknął i zaczął kierować się ku wyjściu. W tym samym czasie zapaliło się zielone światło, więc pospiesznie zaczęłam przechodzić przez przejście.
Szłam przez biedniejsze okolice Londynu. Ten smród mnie wykańczał, porozrzucane śmieci doprowadzały człowieka do szaleństwa, a ja tylko modliłam się, aby zza rogu nie wyszedł jakiś łysy czterdziestolatek z nożem w ręku. Nagle usłyszałam kroki. Ktoś za mną szedł. Ogarnęła mnie panika i już miałam zacząć biec, gdy usłyszałam za sobą jakiś głos.
- Poczekaj. Nie bądź zła. - rozpoznałam irlandzki akcent. Chłopak od coli. - Poczekaj.
Skrzywiłam się. "Po prostu stąd spieprzaj" - pomyślałam. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam.
- Jestem Niall.

____________________

Postanowiłam się zabrać za pisanie. Lubię to i chciałabym, żebyście to jakoś obiektywnie ocenili. Jeśli moje wypociny są warte uwagi, chciałabym pisać dalej. Jeśli nie - nie ma sensu tego kontynuować. Więc jeśli już tu jesteś to zostaw kawałek swojej opinii na temat tego, o czym piszę :) Pozdrawiam!