10 kwietnia 2012

I'm broken, do you hear me?


Pierwsze co zrobiłam to odłożyłam telefon na stół. Myślałam, że to pomoże mi powstrzymać się przed tym, żebym nie odpisała swojej własnej mamie, jak bardzo za nią tęsknię i że chcę wrócić do domu. Nagle poczułam się zagubiona. Ja. Sama. Wszystko na własną rękę. Londyn. Wszystkie moje myśli podpowiadały mi, żebym zadzwoniła z płaczem do rodziny, że dzwonię po taksówkę, która zawiezie mnie na lotnisko, a stamtąd wsiądę w pierwszy samolot do Polski i już na zawsze zostaję z nimi. Ale teraz miałam swoje życie. Miałam ludzi, którym na mnie zależało. Miałam Nialla. A ona miała swojego Roberta.
W ciągu sekundy z mojego mózgu wyskoczyły myśli pt. "wracaj do domu, ty idiotko", a zamiast nich, wskoczyły te brutalne: czemu wyjechałam i nie chciałam ani dnia dłużej mieszkać z moją matką pod jednym dachem. Zostawiła mojego ojca. Może nie, że zostawiła, ale zdradzała go z innym facetem. To obrzydliwe. Przez ponad rok okłamywała nas i żyła za naszymi plecami z obcym nam człowiekiem. Wszyscy wiedzieli… Oprócz nas.
Zawsze mówiono, że ludzie "lubią gadać" i powtarzać wszystko dalej i dalej, ale to nie było do końca prawdą. Bali się mówić na temat mojej mamy, bo wiedzieli, że na początku nie uwierzymy, że pomyślimy, że chcą zniszczyć naszą rodzinę – dlatego woleli się w to nie mieszać. Żyli własnym życiem, w co samej mnie jest trudno uwierzyć. Rok. Przez cały rok byłam okłamywana… Już nie chodzi o mnie. Ale o mojego ojca. Nie zasłużył sobie na coś takiego. Był po prostu dla niej za dobry.
Ze względu na wszystkie komplikacje, które miały miejsce po rozwodzie, mój ojciec wywalczył opiekę nade mną i Andrzejkiem – o siedem lat młodszym bratem. To za to mama go tak nienawidziła; zabrał jej nas. Zawsze miała o to do niego pretensje, ale jeszcze bardziej niezrozumiałe było, czemu wolimy zostać z ojcem. Jakby się nie domyślała… Razem ze swoim nowym "chłopakiem" mieszka w domu, który znajduje się pięć ulic od naszego. Teraz. Bo jeszcze przed rozwodem, podczas mojej ucieczki, mieszkała pod tym samym dachem. Po tym wszystkim dalej próbowała nas wychowywać i nam rozkazywać, wydawało jej się, że bez problemu zdobędzie na nowo nasze zaufanie i wszystko będzie jak kiedyś. Myliła się. Przynajmniej w stosunku do mnie.
"Przecież to tylko jeden głupi sms, nie przejmuj się. Wracaj do swojego codziennego życia w nowym świecie."
Chciałam, żeby w ciągu sekundy znalazł się obok mnie ktoś, komu mogłabym się wygadać. Żeby ktoś, komu ufam, mógł bez owijania w bawełnę powiedzieć co o tym sądzi.
Chwyci łam telefon do ręki i wystukałam dwa słowa - "Potrzebuję cię." Ruszyłam do kuchni po jedno z opakowań chusteczek. Jeszcze nie wyszłam z pokoju, a dostałam odpowiedź: "Zaraz będę."
Nie chciałam siedzieć w domu i użalać się nad sobą, bo im dłużej to robiłam, tym więcej głupich rzeczy przychodziło mi do głowy. Denerwowałam się jeszcze bardziej i z każdą kolejną myślą nienawidziłam tej całej sytuacji jeszcze bardziej. Umyłam zęby, włosy związałam w kucyk i wyszłam z domu. Trzy ulice dalej znajdował się sklep muzyczny, więc postanowiłam się do niego wybrać i kupić kilka nowych płyt. Ludzie, których mijałam na ulicy, patrzyli na mnie jak na zombie, które minutę temu wyszło spod ziemi. Nie mogłam udawać, że jest wszystko dobrze i po prostu się uśmiechać. Nienawidziłam stwarzać pozorów – w przeciwieństwie do moich rodziców.
Otworzyłam drzwi i zaczęłam rozglądać się po niedużym sklepie. Podeszłam do działu z płytami – już od kilku miesięcy chciałam zacząć kolekcjonować płyty. Mój nędzny "zestaw fana" był wyposażony w trzy płyty takich zespołów jak Paramore i Panic! AT the Disco oraz dwie płyty Coldplay. Chciałam mieć ich więcej, byłam uzależniona od słuchania muzyki przed zaśnięciem. Zdecydowałam się na zespół Green Day. Podeszłam do działu z literą "G" i zaczęłam szukać płyty z roku 2004 – "American Idiot". "No choć do mamusi, gdzie jesteś?" – zaczęłam gadać sama do siebie. "Wiktoria, gadasz sama do siebie, nieźle świrujesz… Jest!" Sięgnęłam po płytę i już prawie ją dotykałam, kiedy ktoś ją pospiesznie chwycił i wrzucił do koszyka. Uniosłam głowę. Jakiś wysoki brunet o brązowych oczach zaczął chichotać.
- Śmieszne… - powiedziałam sarkastycznie. - Wezmę drugą.
Zaczęłam szukać wzrokiem drugiego egzemplarza. "Nie do wiary… Nie ma. Ani jednej."
- Oddawaj to! – krzyknęłam.
- Nie ma mowy, byłem pierwszy. – odpowiedział spokojnie.
- Pierwszy? To ja ją pierwsza zobaczyłam.
- Ale ja ją pierwszy dotknąłem.
- Co z tego? To się nie liczy. Nie mam ani jednej ich płyty, zależy mi na niej. To ostatni egzemplarz, odpuść… - poprosiłam.
- Też nie mam ani jednej ich płyty. Jestem "początkującym fanem" Green Day'a.
Popatrzyłam na niego miną zbitego psa.
- To na mnie nie działa. – odpowiedział, śmiejąc się. – Mam na imię Aaron. – wyciągnął rękę.
- A ja "ta, która ma słaby refleks"… – uścisnęłam jego rękę. – Wiktoria, ale przez "w" i "k".
- "W" i "k"?
- Tak, jestem Polką.
- Jednak nie kłamali, mówiąc, że Polki to najpiękniejsze kobiety na świecie.
- A ja słyszałam, że Londyńczycy zabierają innym to, co należy do nich.
- Dlatego pewnie taki nie jestem. Wychowałem się w Chicago, jestem w Londynie ze względu na moją starszą siostrę. Studiuje tu, a ja jej towarzyszę. Zawsze wolałem Anglię od Ameryki.
- Popieram… Nie chcę być niemiła, ale nie mam za dużo czasu, muszę wracać do domu, wiec jeśli pozwolisz… - powiedziałam urażonym głosem.
- Oczywiście. – odkrył wszystkie zęby. – Miło było cię poznać.
- Wzajemnie. A co z… no wiesz, co z płytą?
- Jest moja. – nonszalancko się uśmiechnął i ruszył do kasy.
Rozpaczliwie sięgnęłam po ich płytę "Shenanigans". Zaczęłam szukać wzrokiem innej litery w tym przedziale. "One Direction, One Direction… Tutaj." Wzięłam płytę i zaczęłam kierować się w stronę kasy.
- Świetny wybór.
Uniosłam głowę. W kolejce do kasy stała nieduża dziewczyna o blond długich włosach. Na sobie miała koszulkę z wielkim napisem "1D", a obok mniejszymi literami "One Direction".
- Jesteś ich fanką? – zapytałam, karcąc się zaraz za to pytanie. – Jasne, że jesteś… Od jakiego czasu ich słuchasz?
- Za miesiąc będzie rok. A ty?
Zapłaciłam za płytę i stanęłam trochę dalej.
- Powiedzmy, że od dzisiaj. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nieznajoma zapłaciła za cztery kostki do gry na gitarze i podeszła do mnie.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie, trzy ulice dalej.
- To może cię trochę podprowadzę? Jestem Olivia.
- Wiktoria. Jasne, będzie mi bardzo miło.
Olivia uśmiechnęła się i zaczęła wiązać trampka. Była bardzo śliczna. Miała niebieskie oczy i duże usta. Była ubrana w krótkie spodenki, które miały podkreślać jej długie i szczupłe nogi. Przez nią chyba nałapałam kompleksów.
- Którego z One Direction lubisz najbardziej? – zapytałam, chcąc wiedzieć, co myślą o moich przyjaciołach ich fanki.
- Wiesz co, ciężko jest mi wybrać. Kocham ich wszystkich… Ale jak patrzę na Zayn'a, to aż mi się coś robi. Jest taki przystojny.
- Zgadza się. – przytaknęłam.
- A ty jak uważasz?
- Ja? Zdecydowanie Niall. Ale wszyscy są wspaniali. Zabawni… Chociaż o tym chyba nie muszę mówić. Ostatnio jak byliśmy… - przerwałam.
- Z kim byłaś? – zapytała, wlepiając we mnie wzrok.
- Jak byłyśmy… Z koleżankami, to oni podobno byli ulicę dalej, no wiesz…
- Ale ci fajnie! Chciałabym ich kiedyś zobaczyć… Nie byłam na ich koncercie, bo nie mam pieniędzy na bilety, a Londyn jest za duży, więc trudno jest na nich wpaść, nawet tak przez przypadek.
Popatrzyłam na nią ze współczuciem.
- Hmm, może masz rację… Muszę lecieć, umówiłam się z chłopakiem.
 -Pozdrów go ode mnie.
- Od nieznajomej? - zaśmiałam się.
- Już nie takiej "nieznajomej"!
- No fakt. A może dałabyś mi swój numer? Spotkałybyśmy się jeszcze kiedyś, albo coś.
- Jasne!
Wpisała numer i oddała mi telefon.
- Zapisać jako "Olivia" czy może "Olives"*?
Zaczęła się śmiać.
- Dawaj "Olives". – machnęła ręką na znak, że wszystko jej jedno. – No to do zobaczenia.
- Albo usłyszenia. – uśmiechnęłam się.
Wracając do kamienicy, z daleka zauważyłam, że przy samych drzwiach stał Niall, a za nim setki paparazzi i ludzi z kamerami, którzy robili mu zdjęcia i kręcili jakieś filmy. Podeszłam trochę bliżej i zaczęłam się przedzierać przez tłum ludzi. Jeden z reporterów uderzył mnie w czoło z taką siłą, że upadłam na ziemię.
- Hej! Odsuń się od niej!
Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Niall sięgnął do mojej kieszeni i wyciągnął kluczyki do mieszkania. Wszedł do środka i położył mnie na kanapie. Otworzyłam oczy.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła…
- No ja właśnie też się nad tym zastanawiam. – zaczął się uśmiechać.
Rozejrzał się po pokoju.
- Całkiem tu fajnie. Podoba mi się pomysł, żeby kuchnię, salon i sypialnię zrobić w jednym pomieszczeniu, zmieniając tylko kafelki na podłodze.
Zaczęłam patrzeć na niego niby-wkurzonym wzrokiem.
- Poważnie!
Wstał i ruszył w stronę lodówki. Byłam pewna, że wyjmie z niej coś do jedzenia, ale sięgnął do zamrażarki. Wyjął lód, owinął go niebieską ściereczką leżącą na blacie i wrócił z powrotem do mnie. Delikatnie przyłożył zimny okład do mojego czoła.
- Widzę, że mamy tu nową fankę. - powiedział żartem, patrząc na świeżo kupioną płytę.
- Dam wam szansę i przesłucham wszystkich piosenek. - odpowiedziałam niby bezczelnie.
- Ten sms rano… – zaczął.
Opowiedziałam mu. Wszystko. Od deski do deski. To było jak przelewanie uczuć na papier. Powiedziałam o zdradzie, jakiej dokonała się moja matka i o tym, jak bardzo mój ojciec pragnie o niej zapomnieć. Ironia. Kochać kogoś, kto ma cię gdzieś…
Niall pytał też o powód przyjazdu do Londynu. Mówiłam o "przyjaciółce" i jej nowym chłopaku. Był zazdrosny i przyznam, że sprawiło mi to trochę satysfakcji. Kilka razy padło pytanie z jego ust „Czy coś jeszcze do niego czujesz?", ale ja odpowiadałam stanowczym "Nie", choć nie wiedziałam, jaka była prawda. Tyle, że o nim zapomniałam, bo czułam się teraz szczęśliwa. Nie wiem, czy dalej go kochałam.
- Więc podsumowując, zastanawiasz się czy wrócić… Tak?
- Tak jakby… - załamał mi się głos. – Jeśli już mam wracać do Polski, to na pewno nie do mamy, a to ona przecież napisała.
- A ojciec?
- Na samym początku, gdy się dowiedział, że uciekłam z domu, napisał, że nie będzie na mnie naciskał. "Jeśli zatęsknisz - wróć. Dla ciebie zawsze mam otwarte ręce. Kocham cię". A on wiedział, że zatęsknię. Jak mogłam być taka głupia i zostawić go w tak trudnym dla niego momencie? Jestem taka beznadziejna…
- Przestań, to nie twoja wina. - zaczął szeptać, ocierając łzę.
- Co mam zrobić?
- Tęsknisz za nim… - westchnął. – I nie chcę być egoistą, ale jak wyjedziesz – stracę cię. A to ostatnia rzecz, jakiej teraz chcę.
- Nie pozwolę ci tu samemu zostać. – złapałam jego twarz w ręce i patrzyłam mu w oczy.
- Obiecujesz? – zapytał wątpliwie.
Przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej.
- Obiecuję.
____________________
* olives to po ang. oliwki

2 kwietnia 2012

Being the way that you are is enough


Przez chwilę, która wydawała mi się wiecznością, czułam, że mam wszystko. Jeszcze 12 godzin temu byłam pewna, że cała przygoda z zamoczoną koszulką się zakończyła. Wręcz przeciwnie – ona dopiero się zaczynała. To niesamowite, jak jedna osoba może wywrócić twoje życie do góry nogami. W jednej sekundzie zapominasz o problemach, wszystko, co sprawiało ci trudność, idzie nagle w niepamięć. Wiesz, że nie potrzeba ci nic więcej do szczęścia. Nie myślisz o swoich problemach, lecz po jakimś czasie znowu zaczyna się wszystko pieprzyć, a stare problemy wracają na listę codziennych zmartwień. Ale o tym później…
Wzdrygnęłam się. Ze szczęścia. Uniosłam głowę i chwilę potem leżała ona na kolanach Nialla. Otwierając oczy, zauważyłam, że na mnie spogląda.
- Będziemy mówić chłopakom czy jak na razie zachowamy to w tajemnicy?
Mina mi posmutniała.
- Chcesz cokolwiek ukrywać? – zapytałam za zdziwieniem.
- Pytam, bo może ty byś tego chciała. Ja nie potrafiłbym tego ukrywać przed całym światem.
I znowu ten niewyjaśniony uśmiech zagościł na mojej twarzy. To było takie nierealne, a ja ledwo trzymałam się rzeczywistości. On był zbyt miły. Zbyt sympatyczny. Zbyt idealny. Czy ja śnię?
Niall schylił się do swoich kolan, popatrzył na mnie z góry i po raz kolejny złożył pocałunek na moich ustach, śmiejąc się przy tym.
- Chyba powinniśmy wracać, pewnie zastanawiają się gdzie jesteśmy.
Otrzepał swoje granatowe spodnie i wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać. Idąc w stronę krzyków i światła padającego od zapalonego ogniska, zastanawialiśmy się, jak powiedzieć o tym chłopakom.
- Najprostszym sposobem będzie chyba… - przerwał.
- Co?
Niall, żeby pokazać o co mu chodzi, chwycił moją dłoń i mocno ją uścisnął, patrząc przy tym cały czas w ziemię. Czyżby śmiałość w nieśmiałości?
Gdy już zaczęliśmy widzieć chłopaków, a nie tylko słyszeć, wszyscy, widząc nas razem, nagle przerwali wszystkie swoje czynności. Czekałam na jakieś słowa krytyki, że znamy się za krótko, że to dziwne, że ta sytuacja jest dla nich krępująca, ale chyba się przeliczyłam, bo wszyscy nagle zaczęli biec w naszą stronę i tak się na nas rzucili, że w jednej sekundzie wszyscy znaleźliśmy się na ziemi. Liam jako pierwszy wstał i powiedział opiekuńczym głosem:
- Jasne, cieszymy się z waszego szczęścia, ale wstawajcie już, bo pobrudzicie swoje ubrania. I nie ważcie się tego wykorzystywać, bo dobrze wiecie, że w tym tygodniu pranie robię ja.
- Daddy Directioner. – odezwał się Louis. – Tak go właśnie nazywamy. Zawsze się o wszystko martwi, to on tu jest najrozważniejszym i tak, wiem, że to dziwne, bo to ja jestem najstarszy, ale sama rozumiesz…
- Jeśli już mówimy o wieku, mimo, iż jestem stąd najmłodszy, proponuję, abyśmy jakoś uczcili… - Harry przerwał, podszedł do samochodu i z bagażnika wyjął dwie skrzynki z piwami.
- Jestem za. – krzyknął jako pierwszy Zayn, podbiegł do Harrego i otworzył pierwszą butelkę z piwem.
Liam, widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli, zaczął panikować:
- To nie jest dobry pomysł, chłopaki.
Popatrzyłam na niego z niby wkurzonym wzrokiem.
- I dziewczyno. – poprawił się. – Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Louis zaczął się śmiać i podążył za Harrym. Wszyscy usiedli wokół ogniska, a ja położyłam się między nogami Nialla. Objął mnie rękoma i zaczął wygłaszać „toast”.
- Za wszystko dobre, co wydarzyło się w naszym życiu.
- I za was. – dodał Harry.
Z każdą godziną alkohol coraz bardziej dawał we znaki. Louis z Zaynem wyjęli z samochodu trzecią skrzynkę z piwem. Niall udawał króla rocka i grał na gitarze, chociaż z każdym kolejnym łykiem jego trafienia w odpowiednie miejsca na gryfie stawały się bezcelowe, Harry z Louisem odprawiali gejowskie tańce, Liam dzwonił do Danielle i śmiał się do słuchawki, a ja z Zaynem po prostu się z nich wszystkich śmialiśmy. Postanowiłam otworzyć kolejne piwo.
Poczułam, jak słońce nagrzewa moją skórę. Niechętnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się na tylnych siedzeniach samochodu, którym przyjechaliśmy nad jezioro. Na przednich siedzeniach leżał Liam, tuląc się do pustej butelki taniego piwa. Zaśmiałam się bezgłośnie i zrobiłam mu zdjęcie swoim telefonem. Otworzyłam po cichu drzwi i wyszłam z samochodu. Wokół było pełno butelek i papierków po jedzeniu. Pod drzewem spał w samych bokserkach Harry oparty o Louisa. Wzrokiem zaczęłam szukać Nialla. Leżał tuż obok ogniska. Podeszłam trochę bliżej i zauważyłam, że na czole miał napisane „miłośnik jedzenia”. Usiadłam obok niego, po cichu się śmiejąc i wlepiając w niego wzrok.
Nie mogłam uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście. W jego pobliżu czułam się bezpieczna. I szczęśliwa. Jak nigdy. Nawet jego głupie przyzwyczajenia sprawiały, że nie mogłam się na niego gniewać dłużej niż kilka sekund. Wady dreptały po dróżce, która prowadziła do czegoś tak bardzo niewinnego - do jego duszy. Aż się wzdrygnęłam, gdy pomyślałam, że kiedyś może się to skończyć. Chciałam go zatrzymać na zawsze. Zmniejszyć za pomocą magicznej różdżki, wsadzić do małego pudełeczka i już nigdy stamtąd nie wypuścić. Mieć go tylko dla siebie. Oparłam się na jednej z rąk, a dłoń u mojej drugiej ręki zaczęła kierować się ku jego twarzy. Chciałam poczuć jego paradoksalnie nieidealnie idealne usta, ale nie chciałam go obudzić. Zamiast tego, zaczęłam chodzić między drzewami i szukać Zayna. Siedział w miejscu, w którym jeszcze wczoraj byłam z Niallem.
- Coś nie tak? – zapytałam i usiadłam tuż obok niego.
- Nie, po prostu trochę mnie głowa boli.
Złapał kamyk i wrzucił go do wody. Postanowiłam siedzieć i wpatrywać się w niego, dopóki nie powie mi, o co dokładnie chodzi.
- Nie patrz tak na mnie. Nie potrzeba mi niczyjej pomocy, możesz wracać do samochodu. – odparł sucho.
- Zayn, błagam... Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Nie udawaj na siłę jakiegoś twardziela, nie stwarzaj pozorów. A nawet jeśli już musisz to robić, to nie przy mnie.
Popatrzył mi prosto w oczy, a jego ręka zaczęła szukać kolejnego kamienia.
- O to właśnie chodzi… - wlepił swój wzrok w ziemię. – Ludzie mają mnie za jakiegoś ponurego i wpatrzonego w siebie kolesia. Czemu?
- Dobrze wiesz, że lubią oceniać po pozorach… Dla nich liczy się tylko pierwsze, i jak często omylne, wrażenie.
- Właśnie… - oparł się rękoma o kolana. – Czemu jestem postrzegany za jakiegoś lalusia? „Próżny”, „bezmyślny”, „płytki”. Za każdym razem…
- Od kiedy to Zayn Malik przejmuje się opinią innych?
- Od zawsze. Ale Zayn Malik nigdy nie chciał o tym głośno mówić, bo ludzie by go przez to jeszcze bardziej sponiewierali. Zniszczyliby go. Rozumiesz?
- Nikogo nie udawaj. Nie pokazuj, że jesteś silny i masz wszystkich gdzieś, bo oboje wiemy, że to nie jesteś ty. Psycholog ze mnie żaden, więc nic mądrego ci nie powiem… Ale po prostu bądź sobą.
- Masz rację, nie wyjaśniło się nic, ale chociaż poprawiłaś mi humor.
- Zawsze do usług.
Zayn zaczął się śmiać. Nie mogłam się powstrzymać i po prostu go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk i zaczął mnie łaskotać.
- Dzień dobry.
Za naszymi plecami stał Niall, przyglądający się naszej dziecinnej zabawie.
- Nie będę wam przeszkadzał. – powiedział Zayn i automatycznie wstał. – Dzięki za pomoc.
To ostatnie słowo wypowiedział dość sarkastycznie. Może dlatego, że wcale mu nie pomogłam? Och, Wiktoria, jak ty wszystko szybko łapiesz.
- Wiesz gdzie mnie szukać. – uśmiechnęłam się.
Niall usiadł tuż obok mnie.
- Wyspałaś się? Pamiętasz w ogóle, co się wczoraj…
- Nie mam zielonego pojęcia. – wybuchłam śmiechem. – Ale coś mi się wydaje, że Harry nie będzie mógł znaleźć swoich spodni.
Popatrzyłam na Nialla znacząco i oboje zaczęliśmy się śmiać, po czym powędrowaliśmy w stronę krzaka z częściami garderoby Harrego.
Całą drogę powrotną siedziałam na kolanach Nialla ze słuchawkami w uszach. Kiedy dojechaliśmy pod dom, otworzyłam drzwi samochodowe i zabrałam ze sobą torbę.
- Dzięki za świetnie spędzony czas. Jesteście… Popierdoleni. Serio.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- I wzajemnie! – krzyknął śpiewnie Harry.
Podeszłam do drzwi i odwróciłam się do Nialla. Stał krok za mną. Podszedł jeszcze bliżej i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.
- No to do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Delikatnie się schylił i pocałował mnie w czoło. Wsiadając do samochodu, obejrzał się jeszcze raz i promiennie uśmiechnął. Pomachałam ręką i weszłam do domu. Zdjęłam buty i z przyzwyczajenia pierwsze, co zrobiłam, to zajrzałam do lodówki. Wyjęłam kilkudniowe mleko i nalałam je do jednej ze swoich ulubionych misek z postaciami z różnych kreskówek. Wysypałam końcówkę płatków czekoladowych i usiadłam na kanapę, włączając telewizor. Aż się zdziwiłam, kiedy na ekraniku mojego telefonu pokazał się napis „1 nowa wiadomość”. Odblokowałam klawiaturę i zaczęłam czytać.
„Tęsknimy za tobą. Daj nam szansę. Wróć do nas... Mama”
O co im chodzi? Nawrócili się i tak nagle zaczęli za mną tęsknić?
Do oczu napłynęły mi łzy.
____________________

Wiem. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Nad jednym rozdziałem ślęczałam cały tydzień, nie miałam na nic pomysłu. Ale cóż, jak pisać, jeśli weny brak?
Jeśli ktoś czyta moje opowiadanie regularnie i chce być informowany o nowych rozdziałach, to proszę, aby napisał o tym w komentarzu, bo nie za bardzo już ogarniam was wszystkich, a nie chcę nikomu spamować, jeśli ktoś sobie tego nie życzy :) Ewentualnie, jeśli ktoś nie ma konta na blogspocie, wyszukajcie mnie na
Jeśli macie jakieś pytania - zapraszam tutaj: www.formspring.me/JulitaCytryna
A tu fotoblog: www.photoblog.pl/zajebtaciemotyke