25 marca 2012

Words will be just words, till you bring them to life


Obudził mnie dźwięk sms'a. Godzina 10:00. Niechętnie się przeciągnęłam i sięgnęłam po telefon.
"Wyjrzyj przez okno."
Nie zastanawiając się dłużej, kto to może być, ruszyłam w stronę okna i pospiesznie je otworzyłam. Na samym dole stał Niall, podnosząc jak najwyżej koszulkę z napisem "I love London".
- Obudziłem cię?
- Tak, ale nic nie szkodzi.
- Co?! - krzyknął.
- Tak, ale nic nie szkodzi! Poczekaj, zbiorę się i do ciebie zejdę!
- Okej, czekam!
Usiadł na schodach wejściowych i zaczął nucić coś pod nosem.
"Jak to? Dlaczego? Po co?" W myśli zadawałam sobie setki pytań. "Po co przyszedł? Odkupił mi koszulkę… Może chce mi ją po prostu oddać i sobie pójść?"
Zaczęłam biegać to do łazienki, to do pokoju. Działałam jak wielofunkcyjny robot, myłam zęby i zakładałam spodnie w tym samym czasie. Czesałam włosy, zakładając swoje ulubione czarne trampki. Z podłogi podniosłam torbę i wybiegłam z domu. "Jego bluza!" Wróciłam się i sięgnęłam ręką pod łóżko. Otrzepałam ją z kurzu i ponownie wybiegłam z pokoju. Przekręciłam klucz w zamku i szybko podbiegłam do drzwi wyjściowych. Poprawiłam włosy, uregulowałam oddech i "spokojnie" wyszłam z kamienicy.
Niall stał uśmiechnięty. Blask bijący od słońca padał na jego delikatną skórę.
- Twoja nowa koszulka.
Wyciągnęłam rękę, żeby ją odebrać.
- Dzięki. Twoja bluza.
- Dzięki… Wczoraj opowiadałem ci o moich przyjaciołach… I tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś ich poznać?
Okej, tego się nie spodziewałam.
- Jasne, czemu nie. Mam się bać?
- Tak. – powiedział z głupim wyrazem twarzy, choć zabrzmiało to bardzo poważnie.
Założył bluzę, którą przed chwilą mu oddałam, a głowę przykrył kapturem – tak, jakby chciał, żeby nie było widać jego twarzy. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, ale zignorował spojrzenie.
Udaliśmy się na stację metra. Jadąc, swoją uwagę skupiałam na gapieniu się w podłogę. Może i było to niegrzeczne, bo Niall cały czas o czymś mówił, a ja na niego nawet nie zerknęłam, ale nie mogłam mu patrzeć prosto w oczy. Chciałam uniknąć kontaktu wzrokowego. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, mój brzuch świdrował. Nieprzyjemne uczucie.
Idąc przez wielki korytarz hotelowy, mój nowy kolega z góry zaczął przepraszać za swoich przyjaciół.
- Nie mówiłem im, że kogoś przyprowadzę, więc się nie przestrasz. Chociaż jak ja stąd rano wychodziłem nie było aż tak źle.
Przystanęliśmy przy pokoju numer 18. Rozejrzałam się wokół i oniemiałam. Wielkie złote żyrandole zwisały z sufitu, a na ścianie równo co trzy metry wisiały obrazy z pozłacanymi ramkami. Ile ten hotel miał gwiazdek? Dwadzieścia?
Niall wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Ku moim oczom ukazał się nagi chłopak, tańczący do najnowszego hitu Rihanny. Odruchowo pisnęłam, a on się odwrócił, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Podniósł z podłogi pudełko po płatkach czekoladowych i zakrył swoje „wdzięki”.
- No to już poznałaś Harrego… - westchnął Niall.
- Hej, miło mi… Jestem Wiktoria.
- A ja Harry.
Najwyraźniej chłopak nie przejął się tym, że nowo poznana dziewczyna widziała go nago. Zachowywał się, jakby setki ludzi widziało go codziennie w takim stanie.
- Reszta jest w pokoju obok.
Przeszliśmy powoli przez salon. Wielki ekran wisiał na ścianie, nie dało się nawet określić, ile miał cali. Był ogromny. Jedynym minusem w całym domu był bałagan. Papierki po miętowych czekoladkach leżały wszędzie, po podłodze walały się opakowania po pizzach, a na żyrandolu była zawieszona jedna skarpetka. "Typowy dom chłopaków."
Weszliśmy do pokoju, w którym znajdowały się dwa łóżka. Na jednym z nich siedział krótko ścięty brunet o brązowych oczach, trzymający w dłoni miskę z płatkami i widelec.
- To jest Liam. – Niall wskazał niegrzecznie palcem.
- Hej, Wiktoria.
- Miło poznać.
- Jesz płatki widelcem?
- Tak… Nie przepadam za łyżkami. – odpowiedział, widząc moją rozbawioną minę.
- To ta dziewczyna z McDonald's?
Odwróciłam się w kierunku rozchodzącego się głosu. Jakiś chłopak siedział na podłodze i głupkowato się uśmiechał. Miał trochę dłuższe włosy niż Liam i białą koszulkę w niebieskie paski. Niall podniósł pudełko po czekoladowych ciasteczkach i rzucił nim w stronę anty-skarpetkowca.
- Cześć, Wiktoria. Jestem Louis.
- To my się znamy? – zapytałam zdezorientowana.
- Nie, ale Niall zawsze opowiada przez sen jak mu minął dzień i dzisiaj w nocy wspominał coś o tobie. – popatrzył na minę blondyna i od razu ucichł.
Harry wyszedł z łazienki z mokrymi włosami i suszarką.
- Hazzę już poznałaś… W łazience jest Zayn. Trochę to potrwa, zanim oderwie się od swojego odbicia w lustrze. Może chciałabyś coś zjeść?
- Chętnie, w domu niczego sobie nie przygotowałam. – odpowiedziałam trochę zawstydzona.
- Głodzisz naszą dziewczynę! – krzyknął Louis. - Popatrz na nią, jest już wystarczająco chuda.
Widząc moje zdezorientowanie usłyszeniem słów "naszą dziewczynę", Liam się odezwał:
- Od dzisiaj jesteś "naszą dziewczyną"… Tak dla twojej świadomości. Już ci współczuję.
- A ja sobie. - odpowiedziałam niepewnym głosem, chociaż zdziwiło mnie to szybkie przywiązanie.
W tym samym czasie, z łazienki wyszedł ostatni członek boysbandu. Miał ciemne, postawione na żel włosy.
- My się chyba nie znamy…
- Jestem Wiktoria.
- A ja Zayn.
Nie wyglądał na zbyt przyjaznego. Jego mina zdawała się mówić "jestem najzajebistszym gościem na świecie, wszyscy patrzcie na mnie", ale z samych rozmów z nim, można było wywnioskować, że pozory mylą, a on sam jest miłym i zabawnym gościem. Wyszliśmy z pokoju, z salonu ruszyliśmy do kuchni. Niall zaczął przygotowywać tosty, a ja zostałam otoczona przez chłopaków. Zaczęli wypytywać, czemu przeniosłam się do Londynu, jak mi się tu podoba, ale zmieniłam temat rozmowy tak, że to oni zaczęli mówić o sobie. Między nami od razu zrobiło się jakoś luźniej. Zaczęli opowiadać o swoich nawykach i innych głupich rzeczach związanych z nimi. Okazało się, że Liam od dzieciństwa nie używa łyżek, dlatego teraz wszystko je widelcem. Harry opowiadał, że cały czas chodzi po domu nago, dlatego nie zrobiło to na nim wrażenia, jak dzisiaj weszłam do ich domu. Louis nienawidził nosić skarpetek, wkładał je tylko wtedy, gdy naprawdę było to konieczne. Zayn nie rozstawał się ze swoim lusterkiem, bo musiał wiedzieć, jak wygląda jego fryzura. A Niall mówił, że gdyby było to legalne – ożeniłby się z jedzeniem.
Zaraz po zjedzeniu śniadania, zaczęliśmy grać w jakieś gry planszowe. Dobraliśmy się parami, Harry był z Louisem, Zayn z Liamem, a ja – ze względu na to, że go znałam najlepiej – z Niallem. Cały dzień zleciał na robieniu głupich rzeczy w ich domu. Raz nawet Louis chciał urządzić bitwę na jedzenie, ale Niall zaczął protestować. Wieczorem postanowiliśmy wybrać się na małą przejażdżkę poza miasto. Gdy już tam dojechaliśmy, Liam, Zayn i Niall zaczęli zbierać belki drzew, na których moglibyśmy usiąść, ja z Louisem zajęliśmy się rozniecaniem ognia, a Harry nakłuwał kiełbaski na patyki i wyjął z samochodu kilka piw. Gdy już wszystko było gotowe, usiedliśmy wokół ogniska. Niall wyciągnął gitarę i wszyscy zaczęli śpiewać jedną ze swoich piosenek "More than this". Nie dziwiłam się, czemu są gwiazdami. Ich głosy były takie czyste, nie potrafiłam się dosłyszeć choćby jednej nutki fałszu. Gdy już wprawili mnie w kompleksy swoimi idealnymi głosami, zrobiło mi się zimno.
- Idę do samochodu po koc.
Otworzyłam bagażnik i wyjęłam z niego niebieską narzutę. Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Niall.
- Może się przejdziemy? – zaproponował. - Mało dzisiaj gadaliśmy.
- Nie było kiedy, twoi koledzy zamęczali mnie swoimi historiami z dzieciństwa. - zaśmiałam się.
Całą drogę nad jezioro przeszliśmy w ciszy. Nie wiem czemu, ale przebywanie w towarzystwie Nialla i nierozmawianie nie sprawiało mnie w zamieszanie. Po prostu lubiłam przebywać w jego towarzystwie, nieważne co robiliśmy.
Usiedliśmy na trawie. Zachodzące słońce odbijało się w jeziorze. Czułam się jak w jakimś filmie.
- Uważasz, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi? – zapytał Niall.
- Jasne… - pomyślałam zrezygnowanym głosem. – Wiemy o sobie dość dużo, choć znamy się tylko dwa dni.
- No tak, to w sumie trochę mało…
"Niech się dzieje co chce, gorzej być nie może."
- Wydaje mi się, że nie jesteśmy taką typową parą przyjaciół.
"Dobrze, Wiktoria. Czasu już nie cofniesz, najwyżej będziesz żałować."
Na te słowa, oczy "przyjaciela" lekko się rozpromieniały, jakby ktoś wrzucił do nich radosne iskierki, które chciały tańczyć całą noc. Popatrzyłam na słońce, a kolana podciągnęłam pod brodę. Niall lekko się nachylił, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. Złapał mój podbródek i delikatnie mnie pocałował. Podczas drugiej próby, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Odpowiedziałam tym samym. Oparłam swoją głowę o jego ramię i zwróciłam głowę ku słońcu. "Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa."

22 marca 2012

Shut the door, turn the light off


Chwilami mogło się wydawać, że Niall się uśmiecha, ale to był raczej uśmiech próbujący jakoś rozładować tzw. niezręczną ciszę. Nie chciałam go o nic wypytywać, bo pomyślałby, że zależy mi na tym, żeby poznać jeszcze bardziej jego życie prywatne. A nie chciałam.
- Powiedz coś... Cokolwiek. Chcę wiedzieć co o tym myślisz.
- Sama nie wiem… O co tu w ogóle chodzi?
Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Tyle rzeczy chciałam wiedzieć, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać. Zatkało mnie. Stałam jak idiotka i przyglądałam się wielkiemu billboardowi.
- Kim są pozostali czterej faceci ze zdjęcia? – zapytałam, zerkając po raz kolejny na duży ekran.
- To moi najlepsi przyjaciele: Liam, Zayn, Harry i Louis… Znaleźliśmy się na castingach w brytyjskim X-Factorze. Przyszliśmy oddzielnie, wyszliśmy jako zespół. Z odcinka na odcinek zaczęliśmy zdobywać coraz więcej głosów, aż doszliśmy do finału. Skończyło się to zajęciem trzeciego miejsca. No, może nie skończyło, bo jak widać, brniemy dalej i nagrywamy album, który już niedługo…
Przerwał na chwilę, bo zauważył, że trzęsę się z zimna. Zdjął swoją niebieską rozpinaną bluzę i założył mi na plecy. Pachniała delikatnymi perfumami. On pachniał.
Postanowiliśmy, że zaczniemy powoli kierować się w stronę mojego domu. Przez całą drogę opowiadał o przeżyciach związanych z programem X-Factor, o płycie, która ma wyjść już niebawem, o sukcesach, jakie zdobył wraz z przyjaciółmi. Z każdą minutą wydawał się coraz bardziej naturalny. Od samego początku uważałam go za egoistycznego i pewnego siebie dupka, ale źle go oceniałam. Nie lubił jak wokół niego wiele się działo, wolał stać obok i po prostu się przyglądać. Nie był typem śmiałego chłopaka. Był wrażliwy – może nawet za bardzo. Takie miałam przynajmniej teraz o nim zdanie. Niall wydawał się zupełnie inny niż przedtem.
Byliśmy tak zajęci dyskutowaniem na temat boysbandu, do którego należy, że nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się pod drewnianymi drzwiami od mojej kamienicy.
- Może dałabyś mi swój… - zawiesił się.
- Numer telefonu?
- Jeśli chcesz.
Podał mi swoją komórkę. Wystukałam na dotykowym telefonie swój numer i mu go oddałam.
- Spędziliśmy cały dzień, a i tak nie kupiłem ci nowej koszulki.
- Nieważne, wrzucę ją do prania albo coś…
Po chwili dodałam:
- No to ja lecę na górę. – zaproponowałam i już zaczęłam się odwracać, kiedy złapał mnie za ramię.
- Poczekaj.
Popatrzył mi prosto w oczy. Znowu zaczął hipnotyzować swoim intensywnym kolorem oczu. Czułam jakby każde jego niewypowiedziane słowo wpadało do moich uszu z prędkością światła i wcale się nie spieszyło, żeby stamtąd wyjść. Nie wiedziałam o czym myślał. Nie wiedziałam o czym ja myślałam. To uczucie było zbyt dziwne i niewyjaśnione. Nie dało się go opisać. Niall nachylił się lekko i jedną ręką dotknął delikatnie mojej szyi. Jego oczy zaczęły uciekać w innym kierunku, a ręce nagle znalazły się na moich plecach. Przytulił mnie. Po prostu mnie przytulił. Nie wiedząc co się dzieje, swoje oczy skierowałam ku niemu. Powoli się odsunął i powiedział:
- No to do zobaczenia.
- Jasne... Do zobaczenia.
Jako pierwsza odwróciłam się plecami. Sięgnęłam do torebki po klucze, pospiesznie otworzyłam drzwi i (przez przypadek?) nimi trzasnęłam. Nie oglądałam się za siebie. Zaczęłam wbiegać po schodach i kiedy znalazłam się już w domu, rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na kanapie. Przez jakieś pół godziny próbowałam zrozumieć, o co tak właściwie mu chodziło. Po co w ogóle był ten cały spacer i głupie rozmowy? Nawet go nie znam, a tyle mi o sobie powiedział. Zapewne wiedział, że już nigdy mnie nie zobaczy i stwierdził, że może się wygadać. Sprawdziłam telefon. Zero wiadomości. Zero połączeń. No jasne. Co za idiotka…
Wstając z kanapy zauważyłam, że mam na sobie jego bluzę. Zdjęłam ją, powąchałam ostatni raz i wrzuciłam pod łóżko. Czując jego zapach, przeszły mnie lekkie ciarki. "Ludzie, co się ze mną dzieje? Jakiś dziwak poszedł ze mną na herbatę, żeby mi się wygadać, już nigdy nie zadzwoni, a ja wącham jego bluzę? W skali od jednego do dziesięciu: na ile jest coś ze mną nie tak?"
Udałam się do łazienki. Nie miałam sił, żeby brać prysznic, więc rozczesałam tylko włosy i umyłam twarz. Przebrałam się szybko w czarne dresy i luźną koszulkę w łaciate wzory. Związałam włosy gumką i rzuciłam się na łóżko. Z nocnej szuflady wyjęłam płytę "Pretty. Odd." jednego z moich ulubionych zespołów i włożyłam do odtwarzacza, który stał obok łóżka. Włączałam ją zawsze, gdy chciałam odizolować się od reszty świata. To sprawiało, że nie musiałam dużo czasu na dręczeniu się tym, przez co musiałam przechodzić w ciągu dnia, bo wszystkie piosenki z tej płyty sprawiały, że stawałam się spokojna.
"Słodka naiwność." – pomyślałam i w ciągu kilku kolejnych minut zasnęłam.

____________________

Uff. Ten rozdział pisało mi się bardzo ciężko – brak weny, czasu, chęci… Wszystkiego.
Chciałam skorzystać z okazji i oznajmić, że nie piszę tego opowiadania po to, żeby codziennie mieć setki wyświetleń. Szukam stałych czytelników, którzy będą szczerze oceniali to, o czym tu piszę, a nie jedenastolatek, które mi spamują i mówią, że "fajne", a nawet tego nie czytają.
Tyle ze mnie :)

20 marca 2012

Cause there's so much that I wanna say


Całą drogę do kawiarni rozmawialiśmy o muzyce. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania muzyczne. Próbowaliśmy wybrać najlepszą piosenkę zespołu Coldplay. Ja uważałam, że powinien być to utwór "Violet hill", on się sprzeczał i stawiał na "Speed of sound". W końcu mi ustąpił i z trudem przyznał, że piosenka zaproponowana przeze mnie jest bardziej uczuciowa. Uważał, że jej tekst jest o nieufności w związku. Osoba mówiąca (albo raczej śpiewająca) próbuje nakłonić swoją sympatię na wyjawienie całej prawdy o sekretach, które w związku nie powinny mieć miejsca. Wspomina chwile, w których jeszcze między nimi się układało. I przyznałam mu rację. Nie wiem czemu, ale zawsze myślałam, że piosenka jest o szczęśliwej miłości i idealnym związku, a przecież takich nawet nie ma. To chyba przez to, że będąc w szóstej klasie (bo wtedy zaczęłam słuchać zespołu Coldplay), bardziej wsłuchiwałam się w nuty. Nigdy nie miałam czasu i ochoty dowiedzieć się, co kryje się za tym tekstem. Wiem, że to głupie, ale przeżywałam to jeszcze bardziej niż śmierć mojego szczeniaczka. To pewnie dlatego, że muzyka pełniła w moim życiu bardzo ważną rolę, ważniejsza od niej była tylko rodzina.
Zanim się obejrzeliśmy, staliśmy pod drzwiami kawiarni. Nad wejściem wisiał nieduży, świecący na kolor niebieski napis "The Muffin Man Tea Shop". Niall, nie czekając na zainteresowanie z mojej strony, ruszył pierwszy. Otworzył pospiesznie drzwi i machnął do mnie ręką, żebym weszła do środka. Potwierdziły się tylko moje przypuszczenia – jest na tyle miły, żeby odkupić mi koszulkę i na tyle bezczelny, żeby nawet nie przepuścić mnie w drzwiach. Typowy facet.
Podążałam za nim. Minęliśmy pierwsze pomieszczenie. Przechodząc przez drugie, zauważyłam grupę dorosłych ludzi, siedzących przy wielkim stole z czekoladowymi muffinami. Dym z ich papierosów roznosił się po całym pokoju. Przyłożyłam swoją ulubioną arafatkę do twarzy i przyspieszyłam. W końcu doszliśmy do trzeciego pomieszczenia. Usiedliśmy przy stoliku dla dwóch osób, zaraz obok wielkiego okna, przez które można było zobaczyć setki przechodniów, niedużą fontannę i stare kamienice. Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Ściana była koloru beżowego i idealnie komponowała się z jasnobrązowymi zasłonami. Nad niektórymi stolikami wisiały tanie obrazy, na których głównie znajdowały się kwiaty i owoce. Podłoga w niektórych miejscach była popękana. Miałam nadzieję, że wychodząc, nie utknę w jednej z dziur.
- Nie podoba ci się? Jest aż tak źle? - zapytał, widząc moje zdziwienie.
- Nie chodzi o to, że jest źle… - zaczęłam zastanawiać się nad dobrą wymówką. – Po prostu… Po prostu nie bywam w takich miejscach. – udało się.
- To znaczy?
- To znaczy, że nie bywam w kawiarniach. – widząc jego zmieszanie, zaczęłam się śmiać, żeby jakoś poprawić mu humor. Poskutkowało.
W rękę wzięłam lekko poddarte "menu" i postanowiłam przerzucać kartki do tego momentu, aż zobaczę propozycję herbat.
- Coś podać?
Obok naszego stolika stała kobieta trzymająca w ręku długopis i nieduży notesik. Była szczupła - jej ciało przypominało figurę modelki. Miała duże usta, pomalowane czerwoną, wyrazistą szminką. Jej włosy były koloru miedzianego, a duże loki opadały na ramiona. Ile bym dała, żeby tak wyglądać… Swój wzrok wlepiła w Niall’a. Z ciekawości postanowiłam na niego popatrzeć i zanotować jak bardzo jest w nią wpatrzony. Kiedy odwróciłam głowę w jego stronę, jego oczy były skierowane na mnie.
- Poproszę herbatę bananową. – powiedzieliśmy w tym samym czasie, zmieszani spotkaniem naszych oczu.
Po raz kolejny się uśmiechnął.
- A jak już tu jestem, to może mógłbyś… - zaczęła kobieta-ideał, ale Niall zdążył jej przerwać.
- Jasne, nie ma problemu.
Kelnerka podała mu długopis z notesem, a on nabazgrał coś na szybko.
- Dzięki. Rozumiesz, moja siostra…
- Jasne, rozumiem. – znowu jej bezczelnie przerwał.
- Co to było? – zapytałam z ironią w głosie. - Każdej kelnerce składasz swoje "autografy"?
To ostatnie słowo wypowiedziałam chyba zbyt sarkastycznie.
- Nie… To tylko stara znajoma.
Rzuciłam w jego stronę zdziwione spojrzenie, ale nie chciałam drążyć tematu. Może nie... Bardzo chciałam się dowiedzieć o co chodzi, ale zachowałam pozory i nie pokazałam, że jestem ciekawska aż za nadto. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał trzycentymetrowe blond włosy, jego oczy przypominały czysto błękitny ocean, który nigdy się nie kończył. Na górnych zębach miał założony aparat, a jego klamry miały kolor śnieżny. Na ogół, jego głos był dość melancholijny, dopiero gdy się czymś fascynował, jego barwa wydawała się bardziej radosna. Nie był brzydki, ale żeby każda kobieta prosiła go od razu o składanie jakiś podpisów? A może dawał jej swój numer telefonu? Pomyślałam, że po prostu udam, że to normalne i zapytałam:
- Skąd jesteś?
- Nie rozpoznałaś po akcencie? – zapytał roześmiany.
"Co za dupek. Nie daj się sprowokować."
- Rozpoznałam…
I wtedy moja godność dała we znaki. Coś we mnie pękło. Nigdy nikomu nie mówiłam, co o nim naprawdę sądzę. Zawsze byłam dla każdego miła i tylko wszystkim przytakiwałam. Przyznam, że dzięki temu łatwo nawiązywałam znajomości. Ludzie mnie lubili, a ja nie narzekałam na brak przyjaciół, ale nigdy nie wyrażałam na głos swojego zdania. Dla innych byłam kolejną szarą postacią. Nikim.
- Bezczelność i przemądrzałość nabyłeś czy jesteś taki od urodzenia?
Zatkało go. Nie wiedział co powiedzieć. Przez ponad minutę siedzieliśmy w ciszy. Patrzył mi prosto w oczy. Było widać, że moje humory zaczynają mu dawać we znaki, ale z drugiej strony chce zacząć od początku, ale tę szansę już dostał i właśnie ją spieprzył.
- Przepraszam, ja… - cisza. – Głupio mi, nie wiem co powiedzieć... – znowu cisza. - Nie jestem taki na co dzień, po prostu chcę się pokazać z błyskotliwej strony, ale mi to nie wychodzi. Wybacz, jeśli znowu cię zirytowałem, to chyba jedna z moich większych wad.
- Zdecydowanie.
- Postaram się być bardziej naturalny. I normalny.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Był wkurzający, ale sam jego wzrok pt. "jestem taki biedny, wybacz" sprawiał, że wymiękałam.
- To może porozmawiajmy o…
- O muzyce już rozmawialiśmy, teraz czas na pozostałe zainteresowania. – przerwał i czekał aż zacznę mówić o sobie, ale chyba zrezygnował, bo zauważył, że wcale mi się nie spieszy. – Dobra, to ja zacznę…
Rozmawialiśmy przez ponad godzinę. Dowiedziałam się, że też uwielbia grać na gitarze, że pisze piosenki, ale jak poprosiłam go, żeby chociaż jedną zanucił, powiedział, że posądziłabym go o plagiat, bo być może gdzieś już to słyszałam. Siedzieliśmy przy ciepłej herbacie i rozmawialiśmy. Z każdą minutą wydawał się coraz milszy, zaczynałam go lubić. Może nie od razu „lubić”, ale… Znosić. Tak, to dobre słowo.
Kiedy już powoli zaczynały się kończyć tematy, na które moglibyśmy dyskutować, zapytałam co robi w Londynie.
- No wiesz… Po prostu. Londyn to piękne miasto.
- Zostawiłeś swoją rodzinę w Irlandii i wyjechałeś po to, żeby mieszkać tu? Sam? Bez nich?
- To bardziej skomplikowane niż myślisz…
- Lubię skomplikowane rzeczy.
"Czy aby ja mu się nie narzucam?"
Niall sięgnął do kieszeni i położył wszystkie drobne pieniądze na stoliku.
- Jeśli już aż tak bardzo chcesz wiedzieć…
Założył kaptur na głowę i złapał mnie za rękę. Wybiegliśmy z kawiarni i zaczęliśmy kierować się w stronę, gdzie wcześniej przechodziliśmy. Było dość zimno. Nie miałam na sobie nic poza zniszczoną koszulką i szortami. Ulica była mokra, bo jeszcze kilka godzin temu padał deszcz. Co chwila wdeptywałam w kałużę, śmiejąc się, że teraz będzie musiał mi kupić nie tylko nową koszulkę, ale i trampki.
- Na serio o niczym nie wiesz? – zapytał.
- A powinnam? Zaraz… Jesteś cyborgiem?
- Nie… Gorzej.
Położył swoje ręce na moich oczach. Powoli zaczął mnie gdzieś prowadzić, co chwila mówił "uważaj, stopień", "uważaj, dół". Stanęliśmy.
- Otwórz oczy.
Posłuchałam go. Ku moim oczom ukazał się duży billboard, na którym znajdowało się pięcioro chłopaków. Pod ich zdjęciem był wielki napis "One Direction czarują najnowszym hitem `One thing`, zdobywając miliony fanek". Przyjrzałam się ich twarzom i nie mogłam uwierzyć. Jednym z nich był Niall. Stałam jak wryta. Dopiero po chwili zdołałam cokolwiek powiedzieć.
- Żartujesz…

19 marca 2012

Stop the tape and rewind


Swoje imię wypowiedział bardzo powoli, jakby uważał mnie za jakiegoś obcokrajowca, któremu trzeba powtarzać kilka razy jedno i to samo, dlatego chciał tego ominąć… I w połowie miał rację.
- Czego chcesz?
Poczekałam chwilę na odpowiedź, ale bez skutku. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam przed siebie. Zaczął za mną iść.
- Idź sobie.
- Nie mam zamiaru – stanął.
Dopiero dziesięć sekund po jego słowach ponownie odwróciłam się ku niemu. Dzieliło nas jakieś piętnaście metrów.
- Jeśli chcesz, mogę ci oddać pieniądze za koszulkę – zaproponował, czekając na moją reakcję.
- Nie przyjmuję jałmużny.
- To nie jałmużna, chcę być po prostu… Miły.
"Idź sobie" – pomyślałam chyba po raz setny.
- Skąd przybywasz, imigrancie? – zapytał trochę bardziej pewny siebie. Zrobił jakieś pięć kroków w moją stronę.
- Imigrancie? Skąd wiesz…
- Koszulka. – przerwał. – Kto normalny kupuje sobie t-shirt z nazwą miejscowości, w której mieszka?
Popatrzyłam spod grzywki na jego wyraz twarzy. Był rozbawiony. Gdy szczerze się uśmiechnął, można było dostrzec coś błyszczącego na jego zębach. Nie widziałam dokładnie co to, ale przypuszczałam, że był to aparat ortodontyczny.
- Najpierw wylałeś na mnie colę, teraz się bezczelnie wymądrzasz. Jak jakieś dziecko. I przestań się uśmiechać!
Po moich słowach trochę spoważniał, ale dalej było widać, że jakby mógł, położyłby się na ulicy i zaczął zwijać ze śmiechu. Czasami wydawało mi się, że ludzie uwielbiają się ze mnie naśmiewać, że interesuje ich to bardziej, niż oglądanie kolejnego odcinka Simpsonów. A teraz, stojąc w zamoczonej koszulce w mieście, do którego tak niedawno się wprowadziłam, wiedząc, że jakiś nowo poznany kretyn się ze mnie naśmiewa, czułam się jeszcze gorzej. Gdybym mogła, zrobiłabym…
- Co to? – zapytałam.
Moje rozmyślenia przerwały szmery, które zaraz zamieniły się w donośny krzyk. Z każdą sekundą były coraz to głośniejsze, jakby stado ludzi zbliżało się z prędkością światła.
- Nie wiem, ale lepiej będzie jak stąd szybko pójdziemy – podbiegł do mnie, złapał za ramię i zaczął ciągnąć w odwrotną stronę, niż w tą, z której dochodziły piski.
- Puszczaj! – zaczęłam krzyczeć. – No puszczaj!
Mój opór nie miał sensu, chłopak był ode mnie jakieś dziesięć razy silniejszy, co było dość dziwne, bo budowa jego ciała na to nie wskazywała. Podbiegliśmy za jeden z dziesięciu wielkich pojemników na śmieci i przykucnęliśmy. Moje oczy były pełne strachu, nie miałam pojęcia co chce zrobić, nie wiedziałam do czego jest zdolny.
- Proszę, zostaw mnie, oddam ci wszystkie pieniądze… - sięgnęłam do torebki po portfel i mu go podałam. Zaraz pomyślałam, że to bez sensu i w jego ręce wrzuciłam całą swoją torebkę. – Bierz wszystko, tylko błagam, zostaw mnie…
Poczułam, że do moich oczu zaczęły powoli napływać łzy. Chłopaka to najwyraźniej rozbawiło, choć ja nie widziałam w tym powodów do żartów.
- Nie rozumiesz… Nie jestem złodziejem. – powiedział pospiesznie, śmiejąc się po cichu. – I nie bój się mnie.
W tej samej chwili obok śmietników przebiegło stado nastolatek w wieku od trzynastu do dwudziestu lat.
- To co tu się dzieje? – zapytałam coraz bardziej skołowana. - Kim jesteś, po co za mną łazisz? I skąd wiedziałeś, że te rozwrzeszczałe nastolatki będą chciały tędy przebiec?
Niall zrobił się zmieszany.
- Nie wiem od czego zacząć… I nie znam cię. Nie wiem czy mogę ci zaufać. – widać było, że chce się komuś wygadać, ale nie wie, czy jestem właściwą osobą. Znaliśmy się dopiero kilka minut, chociaż nie można tego było nazwać „znajomością”.
- Nieważne, nie obchodzi mnie twoje życie, a o incydencie z koszulką zapomnij – zaproponowałam.
Zaczęłam powoli wstawać, kiedy złapał mnie za rękę. Widać było, że od razu tego pożałował, bo automatycznie ją zabrał.
- Nie oczekuję od ciebie wiele, po prostu pozwól mi odkupić koszulkę, bo czasu, który ze mną zmarnowałaś, niestety ci nie zwrócę.
"Jaki nachalny człowiek. Nie odczepi się, dopóki nie odkupi mi tej cholernej koszulki…"
- Zgoda – westchnęłam.
- Świetnie… Zacznijmy od nowa. Cześć, jestem Niall. – wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać.
- Wiktoria.
- Słyszałem, że jakiś kretyn oblał cię colą i teraz potrzebujesz nowej koszulki. Może chciałabyś, żebym pomógł ci znaleźć taką drugą? Właśnie wybieram się do pobliskiej kawiarni, może miałabyś ochotę mi potowarzyszyć?
Słysząc jego irlandzki akcent, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Z wielką przyjemnością.

18 marca 2012

When you walk by, I try to say it


- Poproszę duży zestaw z frytkami i colą.
Mój zachrypnięty głos był wprost nie do zniesienia. Zanotować: nigdy więcej nie chodzić na cztery koncerty, dzień po dniu, no chyba, że kupowanie tysiąca leków daje mi satysfakcję.
Podczas czekania na zamówienie znowu przeniosłam się do własnego, znajdującego się miliony kilometrów stąd, świata. Przypomniały mi się chwile spędzone z moją przyjaciółką, bo to właśnie przez nasze głupie pomysły musiałam teraz odpłacać swoim zdrowiem. Wróć... Czy ja powiedziałam "przyjaciółką"? Przepraszam. Byłą przyjaciółką. Zawsze wydawało mi się, że "przyjaźń" do czegoś zobowiązuje. Samo to słowo kojarzy się ze szczerością, zaufaniem, którego między mną a Amelią niestety nie było. Przynajmniej przez ostatnie dwa tygodnie. Bo co za przyjaciółka zaczyna chodzić z chłopakiem, w którym jesteś zakochana od ponad trzech lat? Właśnie m.in. koniec tej przyjaźni sprawił, że postanowiłam się przenieść do Londynu. Jestem głupia i zdaję sobie z tego sprawę, ale za nic nie chcę wracać do Polski. Chodzić do szkoły i patrzeć na ludzi, których nienawidzę? Sprzeczać się codziennie z rodzicami? Za nic. I jeszcze sytuacja w rodzinie, która...
- Proszę bardzo – powiedziała pani z nadwagą, uśmiechając się.
Wzięłam szybko tacę i odwróciłam się plecami, żeby podejść do jednego ze stolików.
- 4,99!
- Fakt, przepraszam…
Zrobiłam się czerwona jak burak. Otworzyłam portfel, żeby zapłacić, ale wszystkie drobne pieniądze rozsypały się po podłodze. Zirytowana swoim refleksem, klęknęłam, pozbierałam wszystko i zapłaciłam. Przyspieszyłam i usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku. Słyszałam jak ludzie chichotali. Pomyślałam, że gorzej być nie może. Tak, nie może… Teraz będzie tylko lepiej.
Po zmotywowaniu samej siebie wyjęłam słomkę z opakowania, wsadziłam ją do kubka z colą i łapczywie zaczęłam pić. Zabrałam się za jedzenie frytek i znowu się zamyślałam. Z mojej odległej krainy wyrwał mnie męski głos.
- Hej, jestem… - mówiąc to, postanowił usiąść naprzeciwko mnie, ale na jego (lub moje) nieszczęście zahaczył o kubek z colą i cały napój w ciągu sekundy znalazł się na mojej nowej koszulce z napisem "I love London".
"Gorzej być nie może" – jasne…
- Ty kretynie! – krzyknęłam.
Ze złością popatrzyłam na chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Blondyn o czysto niebieskich oczach siedział bez ruchu i nie wiedział co powiedzieć. Był zażenowany tą sytuacją chyba jeszcze bardziej niż ja.
- Przepraszam, ja…
- Nie chciałeś, zrozumiałam, teraz spadaj – przerwałam mu pospiesznie, dokładnie wymawiając każde słowo.
Słysząc moją reakcję, czterech chłopaków, którzy siedzieli kilka stolików dalej, zaczęło się śmiać.
- Naprawdę nie chciałem – powtórzył. – Przepraszam, naprawdę mi głupio… Ja tylko…
- Daruj sobie. – po raz kolejny mu przerwałam. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam kierować do wyjścia.
Czekając na zielone światło na przejściu, obejrzałam się za siebie. Zauważyłam, że w środku "restauracji" szybkiej obsługi chłopak podchodzi do grupki kolegów, którzy wcześniej się z niego naśmiewali. Zaczęli mu coś tłumaczyć i machać rękami. W pewnej chwili pokazali na mnie palcem, blondyn im przytaknął i zaczął kierować się ku wyjściu. W tym samym czasie zapaliło się zielone światło, więc pospiesznie zaczęłam przechodzić przez przejście.
Szłam przez biedniejsze okolice Londynu. Ten smród mnie wykańczał, porozrzucane śmieci doprowadzały człowieka do szaleństwa, a ja tylko modliłam się, aby zza rogu nie wyszedł jakiś łysy czterdziestolatek z nożem w ręku. Nagle usłyszałam kroki. Ktoś za mną szedł. Ogarnęła mnie panika i już miałam zacząć biec, gdy usłyszałam za sobą jakiś głos.
- Poczekaj. Nie bądź zła. - rozpoznałam irlandzki akcent. Chłopak od coli. - Poczekaj.
Skrzywiłam się. "Po prostu stąd spieprzaj" - pomyślałam. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam.
- Jestem Niall.

____________________

Postanowiłam się zabrać za pisanie. Lubię to i chciałabym, żebyście to jakoś obiektywnie ocenili. Jeśli moje wypociny są warte uwagi, chciałabym pisać dalej. Jeśli nie - nie ma sensu tego kontynuować. Więc jeśli już tu jesteś to zostaw kawałek swojej opinii na temat tego, o czym piszę :) Pozdrawiam!